numeracja utworu określa jego kolejność chronologiczną:
[pierwsza data to prawdopodobny rok napisania; druga - rok pierwodruku]

WIERSZE
# 301 # 303 # 305 # 308 # 310 # 311 # 313 # 314 # 315 # 317
# 318 # 319 # 320 # 321 # 322 # 323 # 324 # 326 # 327 # 328
# 330 # 333 # 335 # 338 # 339 # 341 # 345 # 347 # 348 # 351
# 352 # 357 # 361 # 362 # 365 # 368 # 370 # 371 # 374 # 377
# 384 # 386 # 389 # 390 # 392 # 393 # 398 # 399


# 301
(I reason, earth is short --)

I reason, Earth is short --
And Anguish -- absolute --
And many hurt,
But, what of that?

I reason, we could die --
The best Vitality
Cannot excel Decay,
But, what of that?

I reason, that in Heaven --
Somehow, it will be even --
Some new Equation, given --
But, what of that?

[1862; 1890]

- - - - -

Wiem - niedługo nas Ziemia
Absolutem Cierpienia
Ogłusza i oniemia
Ale co z tego?

Wiem - w końcu jest Agonia -
I moc Życia ogromna
Rozkładu nie pokona -
Ale co z tego?

Wiem - w Niebie to się stanie
Słuszne - będzie nam dane
Jakieś nowe Równanie -
Ale co z tego?

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Rozważam, ziemia tak krótko -
Cierpienie - absolutne -
Tylu zranionych w smutku,
Jednak - cóż z tego?

Rozważam, śmierć - nie ma rady -
I największa Żywotność
Nie zwycięży Rozkładu,
Jednak - cóż z tego?

Rozmyślam - tam, przed Panem -
Z innymi na równi stanę -
Zrównanie będzie dane -
Jednak - cóż z tego?

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Więc, Życie tu krótkie -
A Ból - absolutny -
I wielu rani,
I, co z tego?

Więc, każdy umrze -
Najlepsza Żywotność
Gniciu się nie oprze,
I, co z tego?

Więc, tam w Niebie -
To się jakoś, wyrówna -
Jakieś nowe, dadzą nam, Równanie -
I, co z tego?

[Krystyna Lenkowska]


# 303
(The soul selects her own Society -- - Exclusion)

The Soul selects her own Society --
Then -- shuts the Door --
To her divine Majority --
Present no more --

Unmoved -- she notes the Chariots -- pausing --
At her low Gate --
Unmoved -- an Emperor be kneeling
Upon her Mat --

I've known her -- from an ample nation --
Choose One --
Then -- close the Valves of her attention --
Like Stone --

[1862; 1890]

- - - - -

Dusza dobiera sobie kompanię
i drzwi zamyka.
Odtąd nawet swych najwierniejszych
unika.

Bez zdziwienia spostrzega karocę
u swoich niskich wrót
i - jak klęknął cesarz na macie,
co kryje próg.

Bywa, że z ciżby nieprzeliczonej
jednego wybiera skinieniem,
a potem zatrzaskuje na głucho uwagę
i staje się - z kamienia.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]

* * * * *

Dusza dobiera sobie Towarzystwo -
I - zatrzaskuje Drzwi -
Jak Bóg - ma w sobie prawie Wszystko -
A z Reszty sobie drwi -

Nie dba - że tłoczą się Rydwany
U jej pochyłych Bram -
Że na wytartym jej Dywanie
Przyklęka Cesarz sam -

Wiem, jak z nią jest - gdy z Rzesz wybiera
Kogoś Jednego - raz -
Zamyka się jak Śluza - zwiera
W sobie - jak Głaz -

[Stanisław Barańczak] 

* * * * *

Dusza sama towarzystwo dobiera -
Potem drzwi zamyka - na łańcuch -
Nie prowadź nikogo więcej
Między jej świetnych wybrańców -

Niewzruszona - patrzy jak rydwany
Przystają u bramy ubogiej -
Niewzruszona - choćby ceszrz ukląkł
Pod jej progiem -

Znam ją - z licznego narodu
Jednemu podała ramię -
I zawarła podwoje uwagi -
Jak kamień -

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Dusza dobiera sobie Towarzystwo -
I - zamyka Drzwi -
Do jej boskiej Większości -
Już nie wejdzie nikt -

Nie porusza jej - Rydwan - co staje -
W niskiej Bramie -
Ani - Król klękający w progu 
Na Dywanie -

Z rzesz - wybiera Jednego - znam ją -
Od lat -
Potem - zwiera Zawory uwagi -
Jak Głaz -

[Krystyna Lenkowska]


# 305
(The difference between Despair)

The difference between Despair
And Fear -- is like the One
Between the instant of a Wreck
And when the Wreck has been --

The Mind is smooth -- no Motion --
Contented as the Eye
Upon the Forehead of a Bust --
That knows -- it cannot see --

[1862; 1914]

- - - - -

Pomiędzy Trwogą a Rozpaczą
Różnica - jest ta sama -
Co między chwilą Katastrofy
A czasem, gdy już się stała -

Myśl trwa bez Ruchu - i bez Potrzeb -
Jak Oko bez Źrenicy 
Na twarzy marmurowej Rzeźby -
Co wie - że nic nie widzi -

[Stanisław Barańczak] 

* * * * *

Różnica między rozpaczą
A strachem - jest taka sama
Jak między momentem rozbicia
A tym, gdy już stał się dramat -

Umysł - w błogim bezruchu -
Spokojny jak oczy w twarzy
Popiersia - które wie -
Że nic nie może zobaczyć -

[Ludmiła Marjańska]


# 308
(I send Two Sunsets --)

I send Two Sunsets --
Day and I -- in competition ran --
I finished Two -- and several Stars --
While He -- was making One --

His own was ampler -- but as I
Was saying to a friend --
Mine -- is the more convenient
To Carry in the Hand --

[1862; 1914]

- - - - -

Dwa Zachody Słońca ślę -
Konkurowaliśmy - Dzień i ja -
Skończyłam Dwa - i wiele Gwiazd -
Gdy On - zachodził Raz -

Jego był większy - ale jak
Mówiłam koledze -
Mój - jest bardziej poręczny
Bo Mieści się w Ręce -

[Krystyna Lenkowska]


# 310
(Give little Anguish --)

Give little Anguish --
Lives will fret --
Give Avalanches --
And they'll slant --
Straighten -- look cautious for their Breath --
But make no syllable -- like Death --
Who only shows the Marble Disc --
Sublimer sort -- than Speech --

[1862; 1924]

- - - - -

Daj małą Udrękę -
Życie będzie niepokoić -
Daj Lawiny -
A one nachylą się -
Wyprostuj - zwróć uwagę na ich Oddech -
Ale nie dziel na sylaby - jak Śmierć -
Która pokazuje tylko Marmurowe Płyty -
Majestatyczny rodzaj - inny niż Mowa -

[Ryszard Mierzejewski]


# 311
(It sifts from Leaden Sieves --)

It sifts from Leaden Sieves --
It powders all the Wood.
It fills with Alabaster Wool
The Wrinkles of the Road --

It makes an Even Face
Of Mountain, and of Plain --
Unbroken Forehead from the East
Unto the East again --

It reaches to the Fence --
It wraps it Rail by Rail
Till it is lost in Fleeces --
It deals Celestial Vail

To Stump, and Stack -- and Stem --
A Summer's empty Room --
Acres of Joints, where Harvests were,
Recordless, but for them--

It Ruffles Wrists of Posts
As Ankles of a Queen --
Then stills its Artisans -- like Ghosts --
Denying they have been --

[1862; 1891]

- - - - -

Sypiąc się z Sit z Ołowiu,
Oprósza Drzew wierzchołki -
Alabastrową Wełną
Wypełnia zmarszczki Drogi -

Wygładza Cerę Twarzom
Szczytów i Nizin - od Wschodu
Znów do Wschodu zaciera
Bruzdy na Czole Globu -

Każdą ze Sztachet Płotu
Spowija białym Runem,
Aż jej nie widać - składa
Niebiański Podarunek

Pniom - Kominom - Badylom
W opuszczonej przez Lato
Izbie - w Przestrzeni Pól,
Niepomnej Żniw - lecz on za to

Byle Palik - jak Przegub Królowej -
Otula w Koronek Biele -
I każe zniknąć - jak Duchom -
Swym Pomocnikom w tym Dziele -

[Stanisław Barańczak]


# 313
(I should have been too glad, I see --)

I should have been too glad, I see --
Too lifted -- for the scant degree
Of Life's penurious Round --
My little Circuit would have shamed
This new Circumference -- have blamed --
The homelier time behind.

I should have been too saved -- I see --
Too rescued -- Fear too dim to me
That I could spell the Prayer
I knew so perfect -- yesterday --
That Scalding One -- Sabachthani --
Recited fluent -- here --

Earth would have been too much -- I see --
And Heaven -- not enough for me --
I should have had the Joy
Without the Fear -- to justify --
The Palm -- without the Calvary --
So Savior -- Crucify --
Defeat -- whets Victory -- they say --
The Reefs -- in old Gethsemane --
Endear the Coast -- beyond!
'Tis Beggars -- Banquets -- can define --
'Tis Parching -- vitalizes Wine --
"Faith" bleats -- to understand!

[1862; 1891]

- - - - -

Byłabym zbyt radosna, widzę -
Zbyt uniesiona - ponad stan
Nędznej Rutyny Życia -
Mój ciasny Widok mógłby się wstydzić
A nowy Widnokrąg - obwinić -
Dawny zwykły czas.

Byłabym zbyt zbawiona - widzę -
Zbyt ocalona - a mój Strach zbyt nikły
By znów dostąpić Modlitwy
Tak dobrze mi znanej - wczoraj -
Tej Porażającej - Sabachthani -
Tutaj - płynnie odmawianej -

Ziemia to byłoby zbyt wiele - widzę -
A Niebo - nie dosyć dla mnie -
Miałabym Radość 
Bez Strachu - żeby wyłożyć -
Sens Palmy - Bez Kalwarii - więc Zbawicielu -
Możesz mnie Krzyżować -

Przegrana - wyostrza Zwycięstwo - jak mówią -
Skały - w starym Getsemane -
Droższym czynią Brzeg - daleki!
To Biedacy - Bankiety - mogą definiować -
Pragnienie - doprawia Wino -
"Wiara" jak baranek - nie może pojąć!

[Krystyna Lenkowska]


# 314
(Nature -- sometimes sears a Sapling --)

Nature -- sometimes sears a Sapling --
Sometimes -- scalps a Tree --
Her Green People recollect it
When they do not die --

Fainter Leaves -- to Further Seasons --
Dumbly testify --
We -- who have the Souls --
Die oftener -- Not so vitally --

[1862; 1945]

- - - - -

Natura - czasem wysuszy Podrost -
Czasem - skalpuje Drzewa -
Zielony Ludek, gdy nie umrze,
Na nowo je przyodziewa -

Słabsze Liście - milcząco świadczą -
O Latach Przyszłych -
My - chociaż mamy Dusze -
Mrzemy częściej - Mniej w nas ikry -

[Andrzej Szuba]


# 315
(He fumbles at your Soul)

He fumbles at your Soul
As Players at the Keys
Before they drop full Music on --
He stuns you by degrees --
Prepares your brittle Nature
For the Ethereal Blow
By fainter Hammers -- further heard --
Then nearer -- Then so slow
Your Breath has time to straighten --
Your Brain -- to bubble Cool --
Deals -- One -- imperial -- Thunderbolt --
That scalps your naked Soul --

When Winds take Forests in the Paws --
The Universe -- is still --

[1862; 1896]

- - - - -

Po omacku trąca ducha,
jak muzyk trąca klawisze,
nim pełnią dźwięku wybuchnie
- odrętwia, stopniowo przycisza.

Umacnia kruchość człowieka,
dostraja ją do ciosu
coraz słabszymi młoteczkami,
bliższymi, to dalszym głosem,

aż się wyrówna oddech,
na mózg spłynie równowaga...
A wtedy królewski obedrze piorun
duszę z jej osłon do naga.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]

* * * * *

On gmera w twojej Duszy
Jak Muzyk - co trąca dla próby
Klawisze - nim Muzyką spadnie -
Stopniowo ogłuszać lubi -
Przygotowuje twą kruchą
Naturę - na Cios z Eteru -
Słabszym Młotem - słyszalnym wpierw z dala -
Potem bliżej - i Wtedy dopiero -
Tak wolno, że Dech zdąży zamrzeć -
Mózg kipiący - ostygnąć - przez powietrze
Spuści - Jeden - monarszy - Piorun -
Który Duszę z nagiej skóry obedrze -

Gdy Wiatr bierze Las w swoje Łapy -
Wszechświat trwa nieruchomo - bezwietrznie -

[Stanisław Barańczak]


# 317
(Just so -- Jesus -- raps --)

Just so -- Jesus -- raps --
He -- doesn't weary --
Last -- at the Knocker --
And first -- at the Bell.
Then -- on divinest tiptoe -- standing --
Might He but spy the lady's soul --
When He -- retires --
Chilled -- or weary --
It will be ample time for -- me --
Patient -- upon the steps -- until then --
Hears! I am knocking -- low at thee.

[1861; 1914]

- - - - -

Tak - Jezus - stuka -
Niezmordowany -
W końcu - Kołatką -
Lecz najpierw - Dzwoni.
I - na najświętszych palcach - stoi -
Aby choć zerknąć w duszę pani -
Gdy - się wycofa -
Utrudzony -
Dość czasu - mi zostanie -
Zanim - na schodach - cierpliwa -
Zapukam - do ciebie Kochanie!

[Krystyna Lenkowska]


# 318
(I'll tell you how the Sun rose -- - A day)

I'll tell you how the Sun rose --
A Ribbon at a time --
The Steeples swam in Amethyst --
The news, like Squirrels, ran --
The Hills untied their Bonnets --
The Bobolinks -- begun --
Then I said softly to myself --
"That must have been the Sun"!
But how he set -- I know not --
There seemed a purple stile
That little Yellow boys and girls
Were climbing all the while --
Till when they reached the other side,
A Dominie in Gray --
Put gently up the evening Bars --
And led the flock away --

[1860; 1890]

- - - - -

Opowiem, jak wzeszło słońce
pasmem po pasmie wstąg:
wieże zagrały ametystem,
orędzie rozbiegło się w krąg.

Rozwiązały się czepeczki wzgórzom,
zagwizdał drozdów chór,
aż powiedziałam sobie cicho:
"To chyba słońca wschód!"
. . . . . . . . . . . . . .

Jak zachodziło - nie wiem...
Z fijoletu przełaz był,
żółciutkie przezeń malce
pospieszały co sił.

Aż gdy były po tamtej stronie,
zakapturzony bakałarz
zasunął cicho rygle wieczoru
i zabrał stadko całe.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]

* * * * *

Opowiem ci, jak wzeszło Słońce -
Wpierw - Wstążka nad pagórkiem -
Wieżyczki w morzu Ametystu -
Nowiny jak Wiewiórki
Śmignęły - Wzgórza zdjęły Czepki -
Skowronki zaczęły Łące
Dzwonić - i powiedziałam sobie:
"To musiało być Słońce!"
Ale jak zaszło - nie wiem -
Na purpurowy przełaz
Gromadka Złotych dzieci jakby
Przez cały czas się pięła -
Aż - gdy na drugą stronę przeszły -
Opiekun w Szarym Stroju -
Zasunął cicho Rygiel zmierzchu -
I powiódł je do domu -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Opowiem jak wzeszło słońce –
Za wstęgą wstęga –
Wieże płynęły w ametyście –
Wieść jak wiewiórka biegła –
Wzgórza rozwiązały kapturki –
Kosy – zaczęły koncert –
Wtedy szepnęłam do siebie –
"To chyba słońce"!
Lecz jak zachodziło – nie wiem –
Może przez szkarłatny przełaz,
Na który czereda żółciutkich
Malców szybko się wspięła –
A gdy przeszła na drugą stronę,
Opiekun w szarym stroju –
Zasunął lekko skobel nocy
I wywiódł trzódkę swoją -

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Opowiem, jak wschodziło Słońce -
Wstążka za Wstążką -
Wieże pływały w Ametyście -
Wieści, jak Wiewiórki, biegły -
Wzgórza Czepki zdjęły -
Skowronki - zaczęły koncert -
Wtedy szepnęłam do siebie -
"To musiało być Słońce"!
Ale nie wiem - jak zaszło -
Był czerwony przełaz
I Żółte dzieci się wspinały
Po nim cały czas -
Gdy na drugą stronę przeszły,
Pasterz Siwobrody -
Zamknął cicho nocną Bramę -
I powiódł tę trzodę -

[Krystyna Lenkowska]


# 319
(The nearest Dream recedes -- unrealized --)

The nearest Dream recedes -- unrealized --
The Heaven we chase,
Like the June Bee -- before the School Boy,
Invites the Race --
Stoops -- to an easy Clover --
Dips -- evades -- teases -- deploys --
Then -- to the Royal Clouds
Lifts his light Pinnace --
Heedless of the Boy --
Staring -- bewildered -- at the mocking sky --
Homesick for steadfast Honey --
Ah, the Bee flies not
That brews that rare variety!

[1862; 1891]

- - - - -

Najbliższe z Marzeń znika - niespełnione -
Pogoń za Niebem nasza
Jest jak ten Pościg - do którego
Pszczoła Chłopca zaprasza -
Przysiada - na kwiat Koniczyny -
Umyka - droczy się znowu -
By wznieść się - pod Obłoków Tron -
Strzelistym Masztem wzlotu - 
Nie bacząc na Chłopca - który
Patrzy w niebo - przez nie wyśmiany -
I śni smak niezawodnego Miodu -
Ale żadna latająca Pszczoła
Nie wytwarza tej rzadkiej odmiany!
 
[Stanisław Barańczak]


# 320
(We play at Paste --)

We play at Paste --
Till qualified, for Pearl --
Then, drop the Paste --
And deem ourself a fool --

The Shapes -- though -- were similar --
And our new Hands
Learned Gem-Tactics --
Practicing Sands --

[1862; 1891]

- - - - -

Dla zabawy wytapiamy Szkiełka -
Aż wolno nam Perły wziąć w ręce -
Odrzucamy wtedy Sztuczne Błyskotki -
Śmieszą nas głupstwa dziecięce -

Ale nasze nowe Ręce czują:
Kształt ten sam - różnica tylko w blasku -
Całą Taktykę wobec Klejnotów
Wpierw poznały, dotykając Piasku -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Kleimy Szkiełka -
Aż dojrzewamy, do Pereł -
Rzucamy Szkiełka -
Bo nie są szczere -

Lecz nasze Ręce w Piasku -
Uczyły się - Formy -
Żeby pojąć -
Taktykę Perły -

[Krystyna Lenkowska]


# 321
(Of all the Sounds despatched abroad,)

Of all the Sounds despatched abroad,
There's not a Charge to me
Like that old measure in the Boughs --
That phraseless Melody --
The Wind does -- working like a Hand,
Whose fingers Comb the Sky --
Then quiver down -- with tufts of Tune --
Permitted Gods, and me --

Inheritance, it is, to us --
Beyond the Art to Earn --
Beyond the trait to take away
By Robber, since the Gain
Is gotten not of fingers --
And inner than the Bone --
Hid golden, for the whole of Days,
And even in the Urn,
I cannot vouch the merry Dust
Do not arise and play
In some odd fashion of its own,
Some quainter Holiday,
When Winds go round and round in Bands --
And thrum upon the door,
And Birds take places, overhead,
To bear them Orchestra.

I crave Him grace of Summer Boughs,
If such an Outcast be --
Who never heard that fleshless Chant --
Rise -- solemn -- on the Tree,
As if some Caravan of Sound
Off Deserts, in the Sky,
Had parted Rank,
Then knit, and swept --
In Seamless Company --

[1862; 1890]

- - - - -

Ze wszystkich Dźwięków w świat wysłanych
Żaden nie działa na mnie
Tak jak ta stara śpiewka Liści -
Niezmienne falowanie
Melodii, którą Wiatr - jak Niebo
Przeczesująca Ręka -
Wyrywa Bogom i mnie wręcza
W roztrzepotanych pękach -

Spadek - tym dla nas jest ów szum -
Nie można go zdobyć - Złodziej
Nam go nie skradnie, skoro Zysk
Nie z naszej Ręki pochodzi
I nie da się z niej wydrzeć: jest
Wewnętrzniej niż kość, czujnie
Skryty - skarb wszystkich naszych Dni -
Nawet gdy z nami w Urnie
Spocznie, nie mogłabym zaręczyć,
Że w jakieś dziwne Święto
Nie wstanie, aby po swojemu
Podjąć tę grę zaczętą -
Wraz z bębniącymi w nasze drzwi
Wietrznymi Kapelami,
W których Chór Ptaków ponad głową
Ma swój akompaniament.

Modlę się do Gałęzi Letnich
O łaskę dla Wyrzutka,
Który Drzew bezcielesnej, wzniosłej
Pieśni nigdy nie słuchał -
Tej Karawany Szumu, z Pustyń
Przez Niebo wędrującej
Sznurem, co pruje się
I znowu
Bez Szwu w ten sam Sznur łączy -

[Stanisław Barańczak]


# 322
(There came a Day at Summer's full,)

There came a Day at Summer's full,
Entirely for me --
I thought that such were for the Saints,
Where Resurrections -- be --

The Sun, as common, went abroad,
The flowers, accustomed, blew,
As if no soul the solstice passed
That maketh all things new --

The time was scarce profaned, by speech --
The symbol of a word
Was needless, as at Sacrament,
The Wardrobe -- of our Lord --

Each was to each The Sealed Church,
Permitted to commune this -- time --
Lest we too awkward show
At Supper of the Lamb.

The Hours slid fast -- as Hours will,
Clutched tight, by greedy hands --
So faces on two Decks, look back,
Bound to opposing lands --

And so when all the time had leaked,
Without external sound
Each bound the Other's Crucifix --
We gave no other Bond --

Sufficient troth, that we shall rise --
Deposed -- at length, the Grave --
To that new Marriage,
Justified -- through Calvaries of Love --

[1862; 1890]

- - - - -

Nadszedł jeden dzień pełni lata
mnie darowany łaskawie...
Sądziłam, że tylko świętym
dane takie dni dla objawień...

Słońce zwyczajnie sobie wzeszło,
zwyczajnie kwiat się plenił,
jak gdyby żadna dusza 
nie odradzała się w przesileniu.

Chwili nie kalał żaden głos,
zbędny był symbol słowa,
jak zbędną bywa w świętej hostii
postać i twarz Chrystusowa.

Jak w opieczętowanych kościołach
- wolno nam było choć raz
komunikować, by Baranek
za obcych nie poczytał nas.

Godziny znikały szybko
z rąk chciwie uczepionych,
jak twarze na pokładach dwóch statków
w przeciwne płynących strony.

Aż kiedy uszedł wszystek czas,
wśród niezmąconej ciszy
krzyżeśmy zamienili wraz
nie żądając innych przysiąg.

Krzyże - zadatek zmartwychwstania...
Abdykuje wreszcie grób.
Po tej golgocie miłowania
nowy nas złączy ślub.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]

* * * * *

U szczytu Lata nastał Dzień
Cały wyłącznie dla mnie -
Sądziłam, że się tylko Świętym
To zdarza - gdy Zmartwychwstanie -

Słońce jak zwykle wzeszło - kwiaty
Kwitły z przyzwyczajenia,
Jakby nie minął przełomowy
Moment, co wszystko zmienia -

Słowo nie śmiało profanować
Tego dnia - znaki mowy
Były mu zbędne tak jak Szaty
Pana - Sakramentowi -

Każdy Zamkniętym był Kościołem,
Gdzie tylko tego ranka
Komunię wolno było przyjąć -
Przed Wieczerzą Baranka.

Godziny mknęły - jak to one -
W garść wzięte chciwą - tak w tył biegną
Spojrzenia z ruf dwóch statków, które
Płyną ku przeciwległym brzegom -

Aż, gdy czas wszystek się wysączył
I cały wokół świat był ciszą,
Przyrzekliśmy nawzajem sobie
Na krzyże w dłoniach - innych przysiąg

Nie trzeba było - że gdy straci
Władzę Grób - każde z nas powstanie
I nowy Ślub nam wynagrodzi
Kalwarię - jaką jest Kochanie -

[Stanisław Barańczak]


# 323
(As if I asked a common Alms,)

As if I asked a common Alms,
And in my wondering hand
A Stranger pressed a Kingdom,
And I, bewildered, stand --
As if I asked the Orient
Had it for me a Morn --
And it should lift its purple Dikes,
And shatter me with Dawn!

[1858; 1891]

- - - - -

Tak jakbym o Jałmużnę zwykłą
Prosiła - a Nieznajomy
Wcisnął w niepewną dłoń Królestwo,
Żebraczkę oszołomił -
Tak jakby Wschód, gdy o Poranek
Pytam go jak o łaskę -
Podniósł Zapory purpurowe
I zdruzgotał mnie Brzaskiem!

[Stanisław Barańczak]


# 324
(Some keep the Sabbath going to church -- - A service of song)

Some keep the Sabbath going to Church --
I keep it, staying at Home --
With a Bobolink for a Chorister --
And an Orchard, for a Dome --

Some keep the Sabbath in Surplice --
I just wear my Wings --
And instead of tolling the Bell, for Church,
Our little Sexton -- sings.

God preaches, a noted Clergyman --
And the sermon is never long,
So instead of getting to Heaven, at least --
I'm going, all along.

[1860; 1864]

- - - - -

Chociaż niejeden w święta rad
kościelnych trzymać się stref,
dla mnie najlepszą świątynią - sad,
gdzie drozdy wiodą śpiew.

I choć niektórzy komże kładą,
ja wkładam loty z piór,
a zamiast dzwonów na modlitwę
słychać ptaszęcy chór.

Znamienity kapłan, sam dobry Bóg,
ma do nas kazanie krótkie...
Nie spieszno mi więc za niebieski próg
i żyję pomalutku.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]

* * * * *

Inni święta obchodzą w kościele -
A ja w domu - i jaka radość -
Gdy kos prowadzi chór -
Pod sklepieniem sadu -

Inni w święta wkładają komże -
Ja tylko skrzydła przypinam -
I nie zakrystian bije w dzwon,
A chrabąszcz buczeć zaczyna.

Bóg naucza, znamienity duchowny -
A kazanie nigdy nie jest długie -
I zamiast kiedyś dostać się do nieba -
Cały czas tam sobie wędruję.

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Jedni święcą Niedzielę w Kościele -
Ja, święcę ją w Domu -
Ze Szczygłem Chórzystą -
Pod Kopułą Sadu -

Jedni święcą Niedzielę w Komży -
Ja zakładam Skrzydła -
I zamiast bić w Dzwony, na Mszę,
Nasz Zakrystian - ćwierka.

Bóg, Kaznodzieja znakomity -
Głosi kazania niedługie,
Więc zamiast pójść do Nieba, wreszcie -
Ja tam, ciągle, idę.

[Krystyna Lenkowska]


# 326
(I cannot dance upon my Toes --)

I cannot dance upon my Toes --
No Man instructed me --
But oftentimes, among my mind,
A Glee possesseth me,

That had I Ballet knowledge --
Would put itself abroad
In Pirouette to blanch a Troupe --
Or lay a Prima, mad,

And though I had no Gown of Gauze --
No Ringlet, to my Hair,
Nor hopped to Audiences -- like Birds,
One Claw upon the Air,

Nor tossed my shape in Eider Balls,
Nor rolled on wheels of snow
Till I was out of sight, in sound,
The House encore me so --

Nor any know I know the Art
I mention -- easy -- Here --
Nor any Placard boast me --
It's full as Opera --

[1862; 1929]

- - - - -

Nie umiem tańczyć na Pointach -
Nie szkolił mnie nikt w tej sztuce -
Lecz nieraz taka Radość
Opanowuje mi duszę,

Że gdybym znała się na Krokach
I Figurach Baletu -
Tancerze bledliby na widok
Mojego Piruetu -

I, nawet bez powiewnych Tiulów,
Ufryzowanych Loków,
Bez olśniewania Widzów serią
Ptasich podniebnych Wzlotów,

Bez udawania kłaczka Puchu
Lub płatka Śniegu, wiatrem
Poniesionego w dal, nad grzmiącym
Oklaskami Teatrem -

Bez wielkich liter na Afiszu -
Bez Znawców, którzy pojmą,
Ile się w Kunszcie mieści Trudu -
Stoję przed pełną Widownią -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Nie umiem tańczyć na palcach -
Nikt mi wskazówek nie dawał -
Ale niekiedy mój umysł
Taka wesołość ogarnia,

Że gdybym się znała na balecie,
Tańcząc - miałabym tupet -
Ku wściekłości primabaleriny -
Piruetem olśnić całą trupę -

I choć nie mam szatek z muślinu -
Ani włosów, co w lokach się piętrzą -
Choć nie skaczę przed widownią jak ptak
Z jednym szponem w powietrzu -

Choć na śnieżnych kołach się tocząc -
Nie unoszę się jak kula puchu,
Aby zniknąć widowni z oczu,
Wielka brawa brzmią w moim uchu -

Choć nikt nie wie, że znam tę sztukę,
O której tak lekko mówię -
Choć mnie żaden afisz nie chwali -
Pełno tu - jak w operze na sali -

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Nie umiem tańczyć na Pointach -
Nikt mnie nie szkolił -
Ale często, mnie ogarnia,
Radość mimo woli,

Że gdybym tak się znała
Na Balecie - bladłaby
Prima Balerina, i jej Trupa -
Widząc mnie w Piruecie,

I chociaż bez Tutu z Tiulu -
Utrefionych Loków,
Fundowania Widzom wzlotów -
Szponem w górę jak u Ptaków,

Bez udawania Kaczego Puchu,
Lub śnieżnych wirów
Rozpierzchania w kształtach,
Mam apluaz Tłumów -

Nikt nie wie że znam tę Sztukę
Którą - Tu - lekko wymieniam -
Bez nazwiska na Plakacie -
Moja Opera pełna -

[Krystyna Lenkowska]


# 327
(Before I got my eye put out)

Before I got my eye put out
I liked as well to see --
As other Creatures, that have Eyes
And know no other way --

But were it told to me -- Today --
That I might have the sky
For mine -- I tell you that my Heart
Would split, for size of me --

The Meadows -- mine --
The Mountains -- mine --
All Forests -- Stintless Stars --
As much of Noon as I could take
Between my finite eyes --

The Motions of the Dipping Birds --
The Morning's Amber Road --
For mine -- to look at when I liked --
The News would strike me dead --

So safer -- guess -- with just my soul
Upon the Window pane --
Where other Creatures put their eyes --
Incautious -- of the Sun --

[1862; 1891]

- - - - -

Zanim straciłam wzrok - ceniłam
Ten zmysł jak każde Stworzenie -
Które ma Oczy i nie myśli
Nawet - że mogłoby nie mieć -

Lecz gdyby ktoś mi Dziś powiedział -
Że mogę mieć niebo całe
Dla siebie - Serce by mi pękło
Pod tak radosnym ciężarem -

Łąki - na własność -
Góry - Lasy -
Gwiazdy - bez Ograniczeń -
Tyle Dnia, ile zmieszczę między
Dwie skończone źrenice -

Ruch Skrzydeł Ptaka, gdy Lot Zniża -
Bursztynowy Gościniec
Poranku - dla mnie - dla mych oczu -
Ta Wieść zabiłaby mnie -

Bezpieczniejsze chyba - próby duszy
Przez Szybę przenikającej
Domysłem - jak Inni - okiem
Niebacznie wpatrzonym - w Słońce -

[Stanisław Barańczak]


# 328
(A Bird came down the Walk --)

A Bird came down the Walk --
He did not know I saw --
He bit an Angleworm in halves
And ate the fellow, raw,

And then he drank a Dew
From a convenient Grass --
And then hopped sidewise to the Wall
To let a Beetle pass --

He glanced with rapid eyes
That hurried all around --
They looked like frightened Beads, I thought --
He stirred his Velvet Head

Like one in danger, Cautious,
I offered him a Crumb
And he unrolled his feathers
And rowed him softer home --

Than Oars divide the Ocean,
Too silver for a seam --
Or Butterflies, off Banks of Noon
Leap, plashless as they swim.

[1862; 1891]

- - - - -

Na ścieżce zjawił się ptak -
Nie wiedział, że widziałem
Jak przegryzł w pół i zjadł
żywcem, dżdżownicę całą.

A potem napił się rosy
Z trawy, rosnącej obok,
I w bok uskoczył aż pod mur
Bo właśnie żuk szedł drogą.

Ptak wodził szybkim okiem
Pośpiesznie, dookoła -
Są, pomyślałem, jak korale w lęku,
W czujnej z aksamitu głowie.

Jak ktoś ścigany - ostrożnie
Podałem mu kruszynę,
A on rozwinął swoje pióra
I ciszej w świat odpłynął.

Tak wiosła dzielą morze
Bez skazy, srebrne całe,
Jakby motyle z brzegów, dnia
Bezgłośnie odpływały.

[Wacław Iwaniuk]

* * * * *

Ptak maszerował ścieżką,
nie wiedział, że nań patrzę,
rozdziobał glizdę na połowy
i zjadł obie części smacznie.

Potem się napił rosy
z dogodnego w trawie listka
i w paru skokach dopadł muru,
by przepuścić spieszącą modliszkę...

Toczyły koło bystre oczy
szybciutko, nieuchwytnie
niby spłoszone pacioreczki
pod czółkiem aksamitnym.

Bał się... Kiedy ostrożnie
podałam mu okruszynę,
rozpuścił wszystkie barwne lotki
i leciutko precz odpłynął

lżej niż jakiekolwiek wiosło
w oceanu gładkim srebrze,
niż motyl, kiedy rzuca się
bez plusku - w południa powietrze.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]

* * * * *

Ptak przyskakał po Ścieżce -
Nieświadom, że go widzę -
Wpierw rozpołowił dziobem
I zjadł na surowo Dżdżownicę -

Potem popił ją Rosą
Z dogodnego źdźbła Trawy -
Pod Mur uskoczył - spłoszony
Jakimś Żukiem niemrawym -

Bystre oczy strzelały
Dokoła spojrzeniami -
Czarne Paciorki Trwogi -
Jego Głowy Aksamit

Drgał, targany przez Groźby -
Rzuciłam ostrożną Ręką
Okruch - rozpostarł pióra
i odpłynął tak miękko,

Jak Wiosła krojące Ocean -
Zbyt srebrny, by szwy pozostały -
Lub Motyl - co spada bez plusku 
Z urwisk Dnia w Bezdenne Upały -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Na chodnik sfrunął ptak -
Nie wiedział, że patrzę ciekawie -
Rozgryzł dżdżownicę w pół
I połnął - bez przyprawy -

A potem popił rosą
Z dogodnej trawki w gąszczu -
I w bok pod mur odskoczył -
Robiąc przejście dla chrząszcza -

Jak wylęknione paciorki
Oczka patrzyły bystro -
Rozglądał się wokoło
Obracając główką z aksamitu

Jak ktoś zagrożony, ostrożnie -
Podsunęłam mu okruch -
A on rozwinął pióra,
które lżej go niosły w widnokrąg

Niż wiosła tnące ocean -
Zbyt srebrne, by został ślad ściegu -
Niż motyle płynące bez plusku,
Gdy się zerwą z Południa brzegu.

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Ptak sfrunął na Ścieżkę -
Nie wiedział, że widzę -
Jak tnie na pół, i je na surowo
Jakąś Dżdżownicę,

I popił ją Rosą
Z pobliskiej Trawy -
I żeby przepuścić Żuka
Uskoczył do Ściany -

Strzelał wokół oczami
Jak przestraszone Korale -
I poruszał swoją 
Aksamitną Głową

Jak ktoś w zagrożeniu, Czujnie,
Podałam mu Okruszek
A on rozwinął skrzydła i
I odpłynął ciszej -

Niż Wiosła dzielą Ocean, zbyt srebrnie
Żeby znak pozostał -
Lub Motyle skaczą, bez plusku,
Z Urwiska Południa.

[Krystyna Lenkowska]


# 330
(The Juggler's Hat her Country is --)

The Juggler's Hat her Country is --
The Mountain Gorse -- the Bee's!

[1861; 1894]

- - - - -

Jej Ojczyzną - Kapelusz Sztukmistrza
Kraj Pszczoły - to koniczyna!

[Andrzej Szuba]


# 333
(The Grass so little has to do --)

The Grass so little has to do --
A Sphere of simple Green --
With only Butterflies to brood
And Bees to entertain --

And stir all day to pretty Tunes
The Breezes fetch along --
And hold the Sunshine in its lap
And bow to everything --

And thread the Dews, all night, like Pearls --
And make itself so fine
A Duchess were too common
For such a noticing --

And even when it dies -- to pass
In Odors so divine --
Like Lowly spices, lain to sleep --
Or Spikenards, perishing --

And then, in Sovereign Barns to dwell --
And dream the Days away,
The Grass so little has to do
I wish I were a Hay --

[1862; 1890]

- - - - -

Trawa tak mało miewa zajęć,
Zwyczajna kępa zieloności,
Motyle tylko ma hodować
I pszczoły ma zapraszać w gości.

Rusza się w takt melodii ślicznych,
Które przynosi bryza z sobą;
Kołysze słońce na swym łonie,
Kłania się rzeczom i osobom.

Nocą przywdziewa perły rosy
I tak promiennym blaskiem świeci,
Że i księżniczki powszednieją
Przy tak wspaniałej toalecie.

Nawet gdy umrze, tak zawrotnie
W boski aromat się przemienia,
Że idą spać zapachy sosny,
Wonnych korzeni słabną tchnienia.

W stodole mając dom udzielny
Śni wówczas od samego rana -
Trawa tak mało miewa zajęć!
Chciałabym zostać wiązką siana!

[Artur Międzyrzecki]


# 335
('Tis not that Dying hurts us so --)

'Tis not that Dying hurts us so --
'Tis Living -- hurts us more --
But Dying -- is a different way --
A Kind behind the Door --

The Southern Custom -- of the Bird --
That ere the Frosts are due --
Accepts a better Latitude --
We -- are the Birds -- that stay.

The Shrivers round Farmers' doors --
For whose reluctant Crumb --
We stipulate -- till pitying Snows
Persuade our Feathers Home.

[1862; 1945]

- - - - -

Nie to, że Umieranie boli
Bardziej niż Życie - na pewno
Boli jednak inaczej - to Ból,
Który dzieje się za Drzwiami - na Zewnątrz -

To - Obyczaj Południowy - Ptaka, 
Który leci ku cieplejszym Rajom
Jeszcze zanim Mróz ściśnie - gdy my -
To te Ptaki, które - zostają -

Które drżą pod wrotami Zagrody
I czekają na niechętny Okruch -
Póki Śniegi litościwe - Upierzeniu
Nie przemówią wreszcie do rozsądku -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

To nie ci, którzy umierają,
Ranią nas - żywi bardziej ranią -
Umierający czynią to inaczej -
Jakby stojąc za drzwiami.

Południowym zwyczajem ptak -
Zanim jeszcze mróz nastaje
Wybiera cieplejsze kraje -
My - jak ptak, co zostaje

Domagamy się - by niechętny Farmer
Okruch nam rzucił z podwórka
Nim nas skłonią litościwe śniegi
By do domu zaniosły nas piórka.

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

To nie jest tak, że śmierć nas boli...
To życie - bardziej nam doskwiera -
A umieranie - dzieje się powoli -
Inny zupełnie rodzaj wrót otwiera -

Jest w zwyczaju wędrownego ptaka
Że szykuje się do lotu przed mrozami -
W południowych szerokościach szuka lata -
My - jesteśmy zostawionymi ptakami.

Drżąc, siedzimy u wrót Gospodarza -
Aż nam rzuci od niechcenia okruch
I wśród śniegów czekamy zmiłowania,
Nim nas wezwie razem z pierzem do Domu.

[Elżbieta Binswanger-Stefańska]


# 338
(I know that He exists.)

I know that He exists.
Somewhere -- in Silence --
He has hid his rare life
From our gross eyes.

'Tis an instant's play.
'Tis a fond Ambush --
Just to make Bliss
Earn her own surprise!

But -- should the play
Prove piercing earnest --
Should the glee -- glaze --
In Death's -- stiff -- stare --

Would not the fun
Look too expensive!
Would not the jest --
Have crawled too far!

[1862; 1891]

- - - - -

Ja wiem, że On istnieje.
Gdzieś - w Milczeniu - ukrywa
Swoje jedyne życie
Przed tłumem naszych oczu.

To taka gra chwilowa -
To - przychylna Zasadzka -
Po to, by nas Błogostan
Sprawiedliwej zaskoczył!

Lecz - kiedy gra się staje
Przenikliwie na serio -
Gdy iskrę w oku gasi
Śmierć - stężałą powieką -

Czy koszt całej zabawy
Nie jest wygórowany?
Czy żart się nie posuwa
O wiele - za daleko?

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Wiem, że On istnieje.
Swoje niezwykłe życie
Przed naszym ziemskim wzrokiem
Gdzieś - w Ciszy - skrywa.

To jest granie chwilą.
To czuła Zasadzka -
By Błogość była
Miarą zaskoczenia!

Lecz - jeśli ta gra ma być
Boleśnie na serio -
A radość - stężeć -
W Śmiertelne - oko -

Czy koszt tej zabawy
Nie będzie za duży!
A żart -
Nie popełznie za daleko!

[Krystyna Lenkowska]

* * * * *

Ja wiem, że On istnieje.
Gdzieś przebywa - w Ciszy
Skrywa swoje dzieje
Przed oczami wścibskich.

W tym momencie to zabawa
Z niegroźnym fortelem -
Po to, żeby Wieczna Rozkosz
zaskoczyła celnie!

Ale - gdy sam przedsmak gry
Już na wskroś przeszywa -
Radość - jest powłoką tylko -
Śmierć - jakże prawdziwa -

Czy takie igraszki
Nie są zbyt kosztowne?
Czy żart taki
Nie przekracza normy?

[Barbara Grzybek]


# 339
(I tend my flowers for thee --)

I tend my flowers for thee --
Bright Absentee!
My Fuchsia's Coral Seams
Rip -- while the Sower -- dreams --

Geraniums -- tint -- and spot --
Low Daisies -- dot --
My Cactus -- splits her Beard
To show her throat --

Carnations -- tip their spice --
And Bees -- pick up --
A Hyacinth -- I hid --
Puts out a Ruffled Head --
And odors fall
From flasks -- so small --
You marvel how they held --

Globe Roses -- break their satin glake --
Upon my Garden floor --
Yet -- thou -- not there --
I had as lief they bore
No Crimson -- more --

Thy flower -- be gay --
Her Lord -- away!
It ill becometh me --
I'll dwell in Calyx -- Gray --
How modestly -- alway --
Thy Daisy --
Draped for thee!

[1862; 1929]

- - - - -

Pielęgnuję moje kwiaty dla ciebie -
Jasny Nieobecny!
Moja Fuksja jest Złożem Koralowym
Rozłup - podczas kiedy Siewca - Marzy -

Pelargonie - odcień - i plamka -
Niska Stokrotka - kropka -
Mój kaktus - rozczepia brodę -
Aby pokazać jej gardło -

Goździki - wywracają swoje korzenie -
A pszczoły - nakrapiają - 
Hiacynt - Ukryłam
Umieściłam na Zmierzwionej Głowie -
A zapachy wypadły
Z flakoników - tak małych -
Dziwisz się, jak się zatrzymały -

Różana Kula - łamie ich aksamitną gładkość -
Na dywanie mojego Ogrodu
Wciąż - ty - nie tam -
Miałam tak chętnie, co one nosiły -
Nie Szkarłat - więcej -

Twój kwiat - pstrokaty -
Jej Pan - w oddali!
To chore do mnie należy
Zamieszkam w Calyx – Szara -
Jak skromnie - zawsze -
Twoje perły -
Udrapowane dla ciebie!

[Ryszard Mierzejewski]


# 341
(After great pain, a formal feeling comes --)

After great pain, a formal feeling comes --
The Nerves sit ceremonious, like Tombs --
The stiff Heart questions was it He, that bore,
And Yesterday, or Centuries before?

The Feet, mechanical, go round --
Of Ground, or Air, or Ought --
A Wooden way
Regardless grown,
A Quartz contentment, like a stone --

This is the Hour of Lead --
Remembered, if outlived,
As Freezing persons, recollect the Snow --
First -- Chill -- then Stupor -- then the letting go --

[1862; 1929]

- - - - -

Wielki ból zastępuje rutyna cierpienia -
Jak trawa Grób, tak Nerwy porasta konwenans -
Zdrętwiałe Serce nie wie - czy to w nim te ćwieki
Naprawdę tkwiły? kiedy - Wczoraj? czy przed Wiekiem?

Stopy drepczą bezwiednie po Chodniku wąskim
Z drewniałego Powietrza, Ziemi, Obowiązku -
I niezauważalnie
Twardnieje cierpienie
W Kwarc pogodzenia - w uciszenia Krzemień -

Ołowiana Godzina -
Kto przetrwał, ten ją wspomina
Tak jak ktoś, kto zamarzał, wspomina Biel Śnieżną -
Ziąb - potem Odrętwienie - potem wszystko jedno -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Po wielkim bólu przychodzi rutyna formy -
Nerwy zasiadają, jak Groby -
Sztywne Serce pyta, czy to ciążyło Jemu,
Wczoraj, czy Wieki temu?

Stopy, mechanicznie, w kółko -
Drepczą - Zdrewniałą ścieżką
Ziemi, Powietrza, lub Czegokolwiek -
To bez znaczenia,
Jak kamień, Kwarc pogodzenia -

To Godzina Ołowiu -
Kto przeżył, pamięta,
Jak Zamarzający, wspominają Śnieg -
Chłód - potem Stupor - potem to obojętne -

[Krystyna Lenkowska]

* * * * *

Po wielkim bólu przychodzą uczucia formalne -
Nerwy, jak Groby, sterczą ceremonialnie -
Zdrętwiałe Serce nie wie już - czy Samo, z cierniami,
Ból niosło, i kiedy - Wczoraj, czy przed Stuleciami?

Stopy, mechanicznie, drepczą w kółko -
Po Zdrewniałej drodze
Ziemi, Powietrza, albo Obowiązku -
Pomimo, jak z kamienia,
Rośnie Kwarc pogodzenia -

Oto Godzina Ołowiu -
Zapamiętana, jeśli przeżyta
Jak ktoś, kto zamarzając, pamięta Biel Śnieżną -
Najpierw - Chłód - Drętwota - potem wszystko jedno -

[Radek Kozak]


# 345
(Funny -- to be a Century --)

Funny -- to be a Century --
And see the People -- going by --
I -- should die of the Oddity --
But then -- I'm not so staid -- as He --

He keeps His Secrets safely -- very --
Were He to tell -- extremely sorry
This Bashful Globe of Ours would be --
So dainty of Publicity --

[1862; 1929]

- - - - -

Być Stuleciem - jakie to dziwne -
Patrzeć, Jak Ludzie - odchodzą -
Ja - to bym z Tego chyba umarła -
Jestem tylko - kruchą istotą -

Wiek strzeże tajemnic - ściśle -
Wyjawienie ich - to byłby sposób
Na sprawienie przykrości Nieśmiałej
Ziemi - niepragnącej Rozgłosu -

[Andrzej Szuba]


# 347
(When Night is almost done -- - Dawn)

When Night is almost done --
And Sunrise grows so near
That we can touch the Spaces --
It's time to smooth the Hair --

And get the Dimples ready --
And wonder we could care
For that old -- faded Midnight --
That frightened -- but an Hour --

[1862; 1890]

- - - - -

Kiedy noc nieomal się kończy -
I wschód słońca tak blisko,
Iż można dotknąć kosmosu -
Czas już przygładzić włosy -

I dołeczki ukazać w uśmiechu -
I dziwić się, że wyblakła
Stara Północ mogła nam tyle
Strachu napędzić - choć chwilę -

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Kiedy Noc prawie się kończy -
A Słońce widać już z bliska,
I niemal dotykamy Nieba -
Czas pokazać Dołeczki w policzkach -

Pora, żeby przygładzić Włosy -
I zdziwić się niepomału,
Że ta stara - przywiędła Północ -
Przez chwilę - napędziła nam strachu -

[Andrzej Szuba]

* * * * *

Kiedy noc do końca zmierza,
Lśni przed świtem kroplą rosy,
Przestrzeń świtu się poszerza,
Pora, by uczesać włosy

W miękko spadające fale
I pomyśleć, czym się zająć,
Noc zostawić, gdy oddala
Godzin trwogę, co mijają

[Kazimierz Żarski]

* * * * *

Gdy noc się prawie kończy -
A brzask się blisko rodzi
Dotknąć możemy przestrzeni -
To czas by poprawić włosy -

Zmarszczki wygładzić krztynę -
Zdziwić się że nas zatroskała
Ta północ - już nieźle zetlała
Co groziła - lecz ledwie godzinę  -

[Wawel]


# 348
(I dreaded that first Robin, so,)

I dreaded that first Robin, so,
But He is mastered, now,
I'm accustomed to Him grown,
He hurts a little, though --

I thought If I could only live
Till that first Shout got by --
Not all Pianos in the Woods
Had power to mangle me --

I dared not meet the Daffodils --
For fear their Yellow Gown
Would pierce me with a fashion
So foreign to my own --

I wished the Grass would hurry --
So -- when 'twas time to see --
He'd be too tall, the tallest one
Could stretch -- to look at me --

I could not bear the Bees should come,
I wished they'd stay away
In those dim countries where they go,
What word had they, for me?

They're here, though; not a creature failed --
No Blossom stayed away
In gentle deference to me --
The Queen of Calvary --

Each one salutes me, as he goes,
And I, my childish Plumes,
Lift, in bereaved acknowledgment
Of their unthinking Drums --

[1862; 1891]

- - - - -

Tak trwożył mnie ten pierwszy Drozd -
Lecz teraz - już nim władam,
Przyzwyczajona doń niezgorzej -
Choć trochę boli - nadal -

Myślałam - dożyć chwili, kiedy
Ten pierwszy Krzyk ustanie -
A już mnie Fortepiany Borów
Nie wciągną w paszcz otchłanie -

Z lękiem myślałam o spotkaniu
Z Żonkila Suknią Złotą -
Przeszyłaby mnie na wskroś swoją
Jaskrawo obcą modą -

Pragnęłam, aby Trawa rosła
Szybciej - gdy już przestanie,
Niech będzie zbyt wysoka, aby
Z góry spoglądać na mnie -

Nie mogłam ścierpieć myśli o tym, 
Że wrócą Pszczoły - niechaj
Śpią w mrocznych krajach - czyż zna któraś
Słowo, na jakie czekam?

Są jednak tu; nikt z nich nie zawiódł -
Ni Kwiat, ni skrawek Darni
Nie wstrzymał się, by nie urazić
Mnie - Królowej Kalwarii -

Dziecinnym Pióropuszem macham,
Gdy salutują - wierni -
I godzę się - po sierocemu -
Na bezmyślność ich Werbli -

[Stanisław Barańczak]


# 351
(I felt my life with both my hands)

I felt my life with both my hands
To see if it was there --
I held my spirit to the Glass,
To prove it possibler --

I turned my Being round and round
And paused at every pound
To ask the Owner's name --
For doubt, that I should know the Sound --

I judged my features -- jarred my hair --
I pushed my dimples by, and waited --
If they -- twinkled back --
Conviction might, of me --

I told myself, "Take Courage, Friend --
That -- was a former time --
But we might learn to like the Heaven,
As well as our Old Home!"

[1862; 1945]

- - - - -

Ujęłam życie me oburącz,
By sprawdzić, czy istnieje -
Duchowi przystawiłam Lustro,
By dowiódł swego tchnienia -

Istnienia mego każdy funt
Badałam dniem i nocą,
By dociec, jak się zwie Właściciel -
Lecz Imię brzmiało obco -

Badałam Twarz - mierzwiłam Włosy -
Ściskałam policzki, czekałam -
Aż może - Rumieniec ich
Przekona mnie - do siebie -

Mówiłam sobie: "Odwagi, Przyjacielu -
To było - kiedyś -
Można nauczyć się kochać Niebiosa
Jak stary Dom Rodzinny!".

[Tadeusz Sławek]


# 352
(Perhaps I asked too large --)

Perhaps I asked too large --
I take -- no less than skies --
For Earths, grow thick as
Berries, in my native town --

My Basked holds -- just -- Firmaments --
Those -- dangle easy -- on my arm,
But smaller bundles -- Cram.

[1862; 1945]

- - - - -

Może żądałam zbyt wiele -
Zadowalam się - co najmniej niebem -
Bo Światów - jak jagód -
Zatrzęsienie, w moim rodzinnym mieście -

Mój Kosz pomieści - całe Firmamenty -
Na moim ramieniu - prawie nic nie ważą,
W mniejszych tobołkach - byłoby im Ciasno.

[Andrzej Szuba]


# 357
(God is a distant -- stately Lover --)

God is a distant -- stately Lover --
Woos, as He states us -- by His Son --
Verily, a Vicarious Courtship --
"Miles", and "Priscilla", were such an One --

But, lest the Soul -- like fair "Priscilla"
Choose the Envoy -- and spurn the Groom --
Vouches, with hyperbolic archness --
"Miles", and "John Alden" were Synonym --

[1862; 1891]

- - - - -

Bóg - to daleki i dostojny
Amant - w konkury nam przesyła
Syna - Zaloty przez Zastępcę -
Zupełnie jak "Miles" i "Priscilla" -

Lecz żeby Dusza nie wybrała
Gońca miast przyjąć Oświadczyny -
Ręczy - ogromne mrużąc Oko -
Że "Miles" i "John" to Synonimy -

[Stanisław Barańczak]


# 361
(What I can do -- I will --)

What I can do -- I will --
Though it be little as a Daffodil --
That I cannot -- must be
Unknown to possibility --

[1862; 1929]

- - - - -

Co mogę - zrobię - choćby była
To rzecz drobniejsza od Żonkila -
Czego nie mogę - jest najpewniej
Czymś, o czym i Możliwość nie wie -

[Stanisław Barańczak]


# 362
(It struck me -- every Day --)

It struck me -- every Day --
The Lightning was as new
As if the Cloud that instant slit
And let the Fire through --

It burned Me -- in the Night --
It Blistered to My Dream --
It sickened fresh upon my sight --
With every Morn that came --

I though that Storm -- was brief --
The Maddest -- quickest by --
But Nature lost the Date of This --
And left it in the Sky --

[1862; 1891]

- - - - -

Piorun tak nowy
Bił we mnie - co Dzień -
Jakby Chmura się wciąż pruła,
Wypuszczając Ogień -

Palił Mnie - w Nocy -
Parzył we Śnie -
Mdlił Mnie bez przerwy -
Rano codziennie -

Myślałam, że krótka - Burza -
Najdziksza - najszybciej minie -
Lecz przez pomyłkę Natury -
Została w Niebie -

[Krystyna Lenkowska]


# 365
(Dare you see a Soul at the White Heat?)

Dare you see a Soul at the White Heat?
Then crouch within the door --
Red -- is the Fire's common tint --
But when the vivid Ore
Has vanquished Flame's conditions,
It quivers from the Forge
Without a color, but the light
Of unanointed Blaze.
Least Village has its Blacksmith
Whose Anvil's even ring
Stands symbol for the finer Forge
That soundless tugs -- within --
Refining these impatient Ores
With Hammer, and with Blaze
Until the Designated Light
Repudiate the Forge --

[1862; 1891]

- - - - -

Waruj w drzwiach jeśli niestraszna
Ci Dusza w Białym Skwarze -
Czerwień - to zwykły barwnik Ognia -
Lecz gdy żywa Ruda
Pokona już Płomień,
Oto drży od Kuźni
Bezbarwna, światłem
Nienamaszczonego Żaru.
Każda Wioska ma Kowala
Który równo dzwoni
Z wnętrza - bezgłośnego boju -
Tej subtelnej Kuźni
Niecierpliwe Rudy Młotem,
I Żarem się czyści,
Aż to Przemienione Światło
Wyzwoli się z Kuźni -

[Krystyna Lenkowska]


# 368
(How sick -- to wait -- in any place -- but thine --)

How sick -- to wait -- in any place -- but thine --
I knew last night -- when someone tried to twine --
Thinking -- perhaps -- that I looked tired -- or alone --
Or breaking -- almost -- with unspoken pain --

And I turned -- ducal --
That right -- was thine --
One port -- suffices -- for a Brig -- like mine --

Ours be the tossing -- wild though the sea --
Rather than a Mooring -- unshared by thee.
Ours be the Cargo -- unladed -- here --
Rather than the "spicy isles --"
And thou -- not there --

[1862; 1945]

- - - - -

Jak źle jest - czekać - nie w twoim domu -
Poznałam wczoraj, kiedy ktoś mnie bawił -
Myśląc - zapewne - że jestem zmęczona - i sama -
A może tak zbolała - że prawie - się łamię -

Więc odwróciłam się - jak księżniczka -
To prawo tylko do Ciebie - należy -
Jeden port - starczy - mojemu statkowi -

Niech nami rzuca - niespokojne morze -
Bez Ciebie nie chcę - żadnej przystani.
Niech będą puste - nasze ładownie -
Nie chcę bogactwa żadnych wysp korzennych -
Jeżeli Ty - nie mieszkasz na nich -

[Agnieszka Salska]


# 370
(Heaven is so far of the Mind)

Heaven is so far of the Mind
That were the Mind dissolved --
The Site -- of it -- by Architect
Could not again be proved --

'Tis vast -- as our Capacity --
As fair -- as our idea --
To Him of adequate desire
No further 'tis, than Here --

[1862; 1929]

- - - - -

Niebo i Umysł - dzieli dystans
Tak wielki - że gdyby znikł Umysł -
Nie dojrzałby - gdzie Niebo - nawet
Architekt - Znawca Ruin -

Bezmierne - jak Pojętność nasza -
Jasne - jak nasze pojęcie -
Kto dostatecznie silnie pragnie,
Znajdzie je Tutaj - wszędzie -

[Stanisław Barańczak]


# 371
(A precious -- mouldering pleasure -- 'tis --)

A precious -- mouldering pleasure -- 'tis --
To meet an Antique Book --
In just the Dress his Century wore --
A privilege -- I think --

His venerable Hand to take --
And warming in our own --
A passage back -- or two -- to make --
To Times when he -- was young --

His quaint opinions -- to inspect --
His thought to ascertain
On Themes concern our mutual mind --
The Literature of Man --

What interested Scholars -- most --
What Competitions ran --
When Plato -- was a Certainty --
And Sophocles -- a Man --

When Sappho -- was a living Girl --
And Beatrice wore
The Gown that Dante -- deified --
Facts Centuries before

He traverses -- familiar --
As One should come to Town --
And tell you all your Dreams -- were true --
He lived -- where Dreams were born --

His presence is Enchantment --
You beg him not to go --
Old Volume shake their Vellum Heads
And tantalize -- just so --

[1862; 1890]

- - - - -

Spotkać antyczną księgę
- cenna to, choć zmurszała radość -
w stroju, jaki wówczas był w modzie.
...I przywilej nie lada

ująć czcigodną jej dłoń,
by ją we własnej ogrzać,
cofając się o parę kroków
do czasów, gdy była młoda.

Przejrzeć jej dziwne poglądy
i zbadać tok jej dociekań
na temat obojgu nam wspólny
literatury sprzed wieków.

Co wówczas wabiło uczonych,
jakie były współzawodnictwa,
gdy Sofokles już był dorosły,
a Platon naprawdę istniał.

Czas z Safoną żywą współczesny
lub - gdy wokół Beatryczy świecił
blask, co go ubóstwiał Dante...
Zdarzenia sprzed stuleci

księga traktuje za pan brat...
To jakby ktoś do nas przybył
z kraju, gdzie marzenia posiano,
i ogłosił, że one są żywe.

By czarodziejską bliskość
zechciała swą dla nas przedłużyć
- radłbyś, lecz zalotne tomisko
trzęsie głową, welinowe kartki mruży.

[Kazimiera Iłłakowiczówna]


# 374
(I went to Heaven --)

I went to Heaven --
'Twas a small Town --
Lit -- with a Ruby --
Lathed -- with Down --

Stiller -- than the fields
At the full Dew --
Beautiful -- as Pictures --
No Man drew.
People -- like the Moth --
Of Mechlin -- frames --
Duties -- of Gossamer --
And Eider -- names --
Almost -- contented --
I -- could be --
'Mong such unique
Society --

[1862; 1891]

- - - - -

Poszłam do nieba -
To miasteczko głuche -
Oświetlone rubinem -
Wyściełane puchem -

Cichsze - niż pola
W rosie nad ranem -
Piękne jak obraz
Nie narysowany -

Ludzie jak ćmy -
Ramy z koronek -
Obowiązki - jak babie lato -
Imiona - puch edredonów -

Mogłabym niemal
Cieszyć się tym wszystkim
W tak niezrównanym
Towarzystwie -
 
[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Poszłam do Nieba -
To mała Mieścina -
Wyściełana Puchem -
Skąpana - w Rubinach -

Cichsza niźli pola
O Rosie porannej -
Piękna - jak Obrazy -
Nienamalowane.
Ludzie - jak Ćmy -
Postury - z Koronek -
Obowiązki z Pajęczyn -
Z Edredonów - imiona -
Mogłabym - prawie -
Cieszyć się - wszystkim -
W tak wyborowym
Towarzystwie -

[Andrzej Szuba]


# 377
(To lose one's faith -- surpass - Lost Faith)

To lose one's faith -- surpass
The loss of an Estate --
Because Estates can be
Replenished -- faith cannot --

Inherited with Life --
Belief -- but once -- can be --
Annihilate a single clause --
And Being's -- Beggary --

[1862; 1896]

- - - - -

Stracić wiarę - to więcej
Niż majątek postradać -
Dobra można odzyskać -
Lecz nie wiarę -

Jedynie raz - razem z życiem -
Wierzenia dziedziczycie -
Lecz klauzulę - choćby jedną - wymażesz -
A stajesz się - nędzarzem -

[Ludmiła Marjańska]

* * * * *

Utracić wiarę - to gorzej
Niż Majątek stracić -
Majątek można odzyskać -
Lecz nie wiarę -

Wiarę - razem z Życiem -
Tylko raz w spadku dostajesz -
Unieważnisz choć jedną klauzulę
Już Jesteś - Nędzarzem -

[Andrzej Szuba]


# 384
(No Rack can torture me --)

No Rack can torture me --
My Soul -- at Liberty --
Behind this mortal Bone
There knits a bolder One --

You cannot prick with saw --
Nor pierce with Scimitar --
Two Bodies -- therefore be --
Bind One -- The Other fly --

The Eagle of his Nest
No easier divest --
And gain the Sky
Than mayest Thou --

Except Thyself may be
Thine Enemy --
Captivity is Consciousness --
So's Liberty.

[1862; 1890]

- - - - -

Żadna tortura mi niestraszna -
Wolna - jest moja Dusza -
Za śmiertelną Kością
Pracuje Ta śmielsza -

Nie da się jej przeciąć piłą -
Ani przeszyć Szablą -
Zatem - są dwa Byty -
Zwiążesz Jeden - Ten Drugi odleci -

Nie ma lżej Orzeł
Gdy z Gniazda wyfruwa -
I zdobywa Przestworze
Niż Ty możesz -

Chyba że sam się staniesz
Swoim własnym Wrogiem -
Niewola to Świadomość -
I taka jest Wolność.

[Krystyna Lenkowska]

* * * * *

Tortur się nie boję – 
Bo Wolna jest – Dusza – 
Zza Kości śmiertelnej
Wyłania się Sroższa – 

Nie odetniesz piłą – 
Nie przekłujesz Mieczem – 
Z Dwóch Istnień – zwiąż Jedno – 
To Drugie –  odleci – 

Orzeł swego Gniazda 
Łatwiej nie opuszcza – 
Dla doświadczeń Nieba
Niż możesz Ty sam – 

Póki co Sam Sobie 
Pozostajesz Wrogiem – 
Jasyr to Świadomość 
I tam też jest Wolność.

[Barbara Grzybek]


# 386
(Answer July --)

Answer July --
Where is the Bee --
Where is the Blush --
Where is the Hay?

Ah, said July --
Where is the Seed --
Where is the Bud --
Where is the May --
Answer Thee -- Me --

Nay -- said the May --
Show me the Snow --
Show me the Bells --
Show me the Jay!

Quibbled the Jay --
Where be the Maize --
Where be the Haze --
Where be the Bur?
Here -- said the Year --

[1862; 1935]

- - - - -

Lipcu odpowiedz -
Gdzie jest pszczoła -
Gdzie jest rumieniec -
Gdzie jest siano?

Ach, powiedział lipiec -
Gdzie jest nasienie -
Gdzie jest zarodek -
Gdzie jest maj -
Odpowiedzcie - mi -

Ba - powiedział maj -
Pokaż mi śnieg -
Pokaż mi dzwony -
Pokaż mi sójkę!

Wykrętnie odpowiedziała sójka -
Gdzie być kukurydza -
Gdzie być lekka mgiełka -
Gdzie być rzep?
Tutaj - powiedział Rok -

[Ryszard Mierzejewski]

* * * * *

Odpowiedz, lipcu -
Gdzież Pszczoła -
Gdzież Rumieniec -
Gdzież Siano?

A lipiec na to -
Gdzież Ziarno -
Gdzież Pąk -
Gdzież maj -
Odpowiedz proszę - mi -

Nie - maj na to rzekł -
Pokaż mi Dzwony -
Pokaż mi Sójkę -
Pokaż mi Śnieg!

Żachnęła się Sójka -
Gdzie są Łany Zbóż -
Gdzie wznosi się Kurz -
Gdzie Chwast jest Włochaty?
Tutaj - rzekł Rok na to.

[Tadeusz Sławek]


# 389
(There's been a Death, in the Opposite House,)

There's been a Death, in the Opposite House,
As lately as Today --
I know it, by the numb look
Such Houses have -- alway --

The Neighbors rustle in and out --
The Doctor -- drives away --
A Window opens like a Pod --
Abrupt -- mechanically --

Somebody flings a Mattress out --
The Children hurry by --
They wonder if it died -- on that --
I used to -- when a Boy --

The Minister -- goes stiffly in --
As if the House were His --
And He owned all the Mourners -- now --
And little Boys -- besides --

And then the Milliner -- and the Man
Of the Appalling Trade --
To take the measure of the House --

There'll be that Dark Parade --

Of Tassels -- and of Coaches -- soon --
It's easy as a Sign --
The Intuition of the News --
In just a Country Town --

[1862; 1896]

- - - - -

Śmierć nawiedziła ten Dom Naprzeciwko,
Zaledwie Dzisiaj -
Poznaję - zawsze takie Domy
Odrętwia ta sama cisza -

Krzątają się Sąsiedzi - wchodząc -
Wychodząc - odjeżdża Doktor -
Znienacka - machinalnie - jakby
Strąk pękał - otwiera się Okno -

Ktoś na dwór wyrzuca Materac -
Dzieci mijają go śpiesznie -
Czy to na nim umarło - ja sama
Tak pytałam - gdy byłam Dzieckiem -

Wkracza sztywno Pastor - jak gdyby
Miał na własność ten Dom naprzeciw -
A wraz z nim - od tej chwili - wszystkich
Żałobników - i wszystkie Dzieci -

Potem Modystka - i ten Człowiek
Przerażającej Profesji -
Zjawiają się - wziąć miarę z Domu -
Wkrótce ruszą - w Ciemnej Procesji -

Zdobne Chwasty - i Karety - jakby
Znak wskazywał - tak łatwo przeczuć -
Co się stało i co się Stanie
W Prowincjonalnym Miasteczku -

[Stanisław Barańczak]

* * * * *

Śmierć weszła w dom naprzeciw -
Nie dalej jak dzisiaj - wiem -
Poznaję, bo taki dom
Przybiera wygląd niemy -

Sąsiedzi wchodzą - wychodzą -
Doktor odjeżdża spod bramy -
Okno jak strąk się otwiera -
Raptownie - jak gdyby samo -

Ktoś wyrzuca materac -
Chłopcy przemykają obok -
Ciekawi, czy tamten umarł
Na znaną im - z dzieciństwa - chorobę -

Pastor wchodzi z powagą - sztywno -
Jakby dom należał do niego -
A także rodzina w żałobie
I nawet ci chłopcy - co biegną -

Potem wchodzą dwaj ludzie
O fachu budzącym grozę -
Aby wziąć miarę na Dom -

Wkrótce kondukt w czerni i powozy
Strojne w czarne kity stąd ruszą -
Z tych oznak łatwo wieścić -

Intuicją wyczuć nowinę -
W zwyczajnym małym mieście -

[Ludmiła Marjańska]


# 390
(It's coming -- the postponeless Creature --)

It's coming -- the postponeless Creature --
It gains the Block -- and now -- it gains the Door --
Chooses its latch, from all the other fastenings --
Enters -- with a "You know Me -- Sir"?

Simple Salute -- and certain Recognition --
Bold -- were it Enemy -- Brief -- were it friend --
Dresses each House in Crape, and Icicle --
And carries one -- out of it -- to God --

[1862; 1929]

- - - - -

Już nadchodzi - ta nachalna Istota -
Już przy Domu - już u Drzwi staje -
Teraz klamka, cóż dla niej wszelkie
Zasuwy - "Pan mnie poznaje?"

Proste "Witam" - znak Rozpoznania -
Któż to wie - przyjaciela czy Wroga -
Ona stroi każdy Dom w Krepę i Sople -
I zabiera mieszkańca - do Boga -

[Andrzej Szuba]


# 392
(Through the Dark Sod -- as Education --)

Through the Dark Sod -- as Education --
The Lily passes sure --
Feels her white foot -- no trepidation --
Her faith -- no fear --

Afterward -- in the Meadow --
Swinging her Beryl Bell --
The Mold-life -- all forgotten -- now --
In Ecstasy -- and Dell --

[1862; 1929]

- - - - -

Przez Ciemną Darń - niezła Nauka -
Konwalia przeciska się pewnie -
Jej biała stópka - nie czuje trwogi -
Jej wiara - chroni przed lękiem -

A potem - już na Łące -
Huśtając Berylowymi Dzwonkami -
Zapomina - o życiu w Ziemi -
W Ekstazie - między Drzewami -

[Andrzej Szuba]


# 393
(Did Our Best Moment last --)

Did Our Best Moment last --
'Twould supersede the Heaven --
A few -- and they by Risk -- procure --
So this Sort -- are not given --

Except as stimulants -- in
Cases of Despair --
Or Stupor -- The Reserve --
These Heavenly Moments are --

A Grant of the Divine --
That Certain as it Comes --
Withdraws -- and leaves the dazzled Soul
In her unfurnished Rooms

[1862; 1935]

- - - - -

Gdyby Nasz Najlepszy Moment trwał -
Niepotrzebnym uczyniłby Niebo -
Tę Nagrodę dla nielicznych - za Ryzyko -
Więc nie daje nam się zażyć - Takiego -

Tylko jako pobudzający
Środek - w przypadkach Rozpaczy -
Odrętwienia - Niebiański Moment
Wydzielają nam - Żelazne Zapasy -

Boski Przydział - jedno Pewne - ledwie
Trafi do nas - będzie Wycofany -
I olśnioną Duszę pozostawi
W jej Pokojach nieumeblowanych

[Stanisław Barańczak]


# 398
(I had not minded -- Walls --)

I had not minded -- Walls --
Were Universe -- one Rock --
And fr I heard his silver Call
The other side the Block --

I'd tunnel -- till my Groove
Pushed sudden thro' to his --
Then my face take her Recompense --
The looking in his Eyes --

But 'tis a single Hair --
A filament -- a law --
A Cobweb -- wove in Adamant --
A Battlement -- of Straw --

A limit like the Veil
Unto the Lady's face --
But every Mesh -- a Citadel --
And Dragons -- in the Crease --

[1862; 1929]

- - - - -

Niechby - Wszechświatem -
Były Ściany - lita Skała -
A jego srebrzyste Wołanie
Po drugiej Stronie bym usłyszała -

Wydrążę Tunel - ma Koleina -
Z jego się Koleiną złączy -
Nagrodę Twarz moja znajdzie -
Gdy jego Oko spojrzy -

Lecz starczy jeden Włos -
Niteczka - lub Paragraf -
Pajęczyna - utkana w Diamencie -
Obronna Flanka - Słomka marna -

Granic niczym Woal
Twarzy Damy zakrywa uroki -
Lecz Cytadelą - każdy Splot -
I w każdej Fałdzie - Smoki -

[Tadeusz Sławek]


# 399
(A House upon the Height --)

A House upon the Height --
That Wagon never reached --
No Dead, were ever carried down --
No Peddler's Cart -- approached --

Whose Chimney never smoked --
Whose Windows -- Night and Morn --
Caught Sunrise first -- and Sunset -- last --
Then -- held an Empty Pane --

Whose fate -- Conjecture knew --
No other neighbor -- did --
And what it was -- we never lisped --
Because He -- never told --

[1862; 1945]

- - - - -

Jest taki dom na wysokości,
Z którego zmarli nie wracają,
Gdzie nikt z podróżnych nie zagości
Choć mógłby Peddler's Cart wynająć

Dym nie unosi się z komina,
Z poranków okna są i z nocy,
Po pustej szybie świt się wspina
Nim z późnym zmierzchem się zjednoczy

Ten dom odrębny, bez sąsiadów,
Tak sądzę, lecz, czym jest, nie powiem,
Nie zauważysz Jego śladów
W boleśnie wyszeptanym słowie

[Kazimierz Żarski]



Emily