Two swimmers wrestled on the spar -- Until the morning sun -- When One -- turned smiling to the land -- Oh God! the Other One! The stray ships -- passing -- Spied a face -- Upon the waters borne -- With eyes in death -- still begging raised -- And hands -- beseeching -- thrown! [1860; 1890] - - - - - Pływacy dwaj w wyścigu walczyli aż do zorzy: jeden z uśmiechem powrócił na ląd... Drugi... O wielki Boże! Przypadkowe widziały okręty twarz martwą na wodach głębokich z dłońmi błagalnie wyrzuconymi i do góry wzniesionym okiem. [Kazimiera Iłłakowiczówna]
Tho' I get home how late -- how late -- So I get home - 'twill compensate -- Better will be the Ecstasy That they have done expecting me -- When Night -- descending -- dumb -- and dark -- They hear my unexpected knock -- Transporting must the moment be -- Brewed from decades of Agony! To think just how the fire will burn -- Just how long-cheated eyes will turn -- To wonder what myself will say, And what itself, will say to me -- Beguiles the Centuries of way! [1860; 1891] - - - - - Choć późno, późno - wrócę do dom! Sam powrót stanie za nagrodę. Większa to będzie rozkosz pewno, gdy - naczekawszy się daremno - śród ciemnej nocy, nocy głuchej posłyszą, jak ja do drzwi stuknę. Smakuje szczęście to inaczej, które nastaje po rozpaczy. Gdy myśleć - jak zapłonie ogień, jak te stęsknione oczy drogie zgadywać zechcą, co ja powiem, i co odpowie na to ogień - to się opłaci sto lat drogi! [Kazimiera Iłłakowiczówna]
The Rose did caper on her cheek -- Her Bodice rose and fell -- Her pretty speech -- like drunken men -- Did stagger pitiful -- Her fingers fumbled at her work -- Her needle would not go -- What ailed so smart a little Maid -- It puzzled me to know -- Till opposite -- I spied a cheek That bore another Rose -- Just opposite -- Another speech That like the Drunkard goes -- A Vest that like her Bodice, danced -- To the immortal tune -- Till those two troubled -- little Clocks Ticked softly into one. [1860; 1891] - - - - - Róża pląsała na jej policzku Jej gorset podnosił się i opadał - Jej ładna mowa - jak pijani mężczyźni - Chwiała się żałośnie - Jej palce ugrzęzły w robótce - Jej igły nie mogły dalej iść - Co tak boleśnie dolegało młodej panience - To mnie intrygowało - Na przekór - powstrzymałam policzek, Na którym świdrowała inna Róża - Na przekór - inną mowę, Która jak pijak szła - Stanik, niczym jej gorset, tańczył - Do nieśmiertelnej melodii - W takt tych dwóch wysłużonych - małych Zegarów Przemieniających się powoli w jeden. [Ryszard Mierzejewski]
With thee, in the Desert -- With thee in the thirst -- With thee in the Tamarind wood -- Leopard breathes -- at last! [1860; 1945] - - - - - Z tobą na Pustyni - Z tobą w pragnieniu - Z tobą w lesie tamaryndowym Lampart wreszcie oddycha. [Agnieszka Salska] * * * * * Z tobą, na pustyni - Z tobą w pragnieniu - Z tobą w tamaryndowym lesie - Lampart oddycha - na końcu. [Ryszard Mierzejewski] * * * * * Z tobą być na Pustyni, Z tobą - w pragnienia słońcu, Z tobą - w Tamaryndowym lesie - Oddech Lamparta - w końcu! [Andrzej Szuba]
The thought beneath so slight a film -- Is more distinctly seen -- As laces just reveal the surge -- Or mists -- the Apennine [1860; 1891] - - - - - Pod nieważkimi powłokami Wyraźniej myśl widzimy - Tak piana uwyraźnia falę - Albo Mgła - Apeniny [Stanisław Barańczak]
Come slowly -- Eden! Lips unused to Thee -- Bashful -- sip thy Jessamines -- As the fainting Bee -- Reaching late his flower, Round her chamber hums -- Counts his nectars -- Enters -- and is lost in Balms. [1860; 1890] - - - - - Przyjdź z wolna - Raju! Nie nawykłe do Twoich Jaśminów - nieśmiałe wargi Muszą się z ich smakiem oswoić - Jak spóźniona, słabnąca Pszczoła - przed kwiatu bramą Brzęcząca swą listę nektarów - Zanim da się wchłonąć Balsamom. [Stanisław Barańczak] * * * * * Nadchodź z wolna, Raju! Nieprzywykłą wargą - Trwożnie - sączę jaśmin - Jak pszczoła - co słabnąc Krąży wokół kwiatu, Brzęczy - nim się waży Wejść wreszcie do wnętrza - I ginie w nektarze. [Ludmiła Marjańska] * * * * * Nadchodź powoli - Raju! Usta nieprzywykłe do Słodyczy Nieśmiało smakują twój Nektar - Tak mdlejąca Pszczoła - Późno znalazłszy swą różę, Brzęczy nad nią - Liczy swoje delicje - Potem siada - i tonie w słodyczy. [Agnieszka Salska] * * * * * Nie śpiesz się - Raju! Nienawykłe wargi - nieśmiało - Sączą twój Jaśmin - Jak półomdlała Pszczoła - Spóźniona sięga Kwiatu, Brzęczy w korytarzach - Liczy swoje soki - Wchodzi - i ginie w Nektarze. [Krystyna Lenkowska]
Least Rivers -- docile to some sea. My Caspian -- thee. [1860; 1945] - - - - - Potulnie do morza - Strumyki. Ty - moim Kaspijskim. [Andrzej Szuba] * * * * * Uległe swoim morzom - rzeki wszystkie. Ty - moje Kaspijskie. [Krystyna Lenkowska]
I taste a liquor never brewed -- From Tankards scooped in Pearl -- Not all the Vats upon the Rhine Yield such an Alcohol! Inebriate of Air -- am I -- And Debauchee of Dew -- Reeling -- thro endless summer days -- From inns of Molten Blue -- When "Landlords" turn the drunken Bee Out of the Foxglove's door -- When Butterflies -- renounce their "drams" -- I shall but drink the more! Till Seraphs swing their snowy Hats -- And Saints -- to windows run -- To see the little Tippler Leaning against the -- Sun -- [1860; 1861] - - - - - Kosztuję płynu dotąd nie warzonego z drążonego w perłach kufla; od żadnej kadzi pośród winnic nadreńskich taki alkohol nie bucha. Jestem pijanicą powietrza na rozpustnych z rosą przygodach i zataczam się przez długie letnie dni po szafirowych gospodach. Gdy szynkarz wyprosi wstawione pszczoły za naparstnicy wrota, gdy motyl głębszych zaniecha łyków, będę piła z tym większą ochotą. Aż serafy swe białe podrzucą cylindry, i święci z okien wychyną, by oglądać wspartego o słońce szczęśliwego pijaczynę. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Spijam nieznany gorzelniom trunek - Z drążonego w Perle Kieliszka - Nawet z Nadreńskich Beczek Taki Alkohol nie tryska! Nałogowiec Powietrza - Opój Rosy i Świtu - W nieskończone letnie dni się wytaczam Z traktierni Ciekłego Błękitu - Gdy Szynkarz pijaną Pszczołę Wyrzuca za drzwi Koniczyny - Gdy się Motyl od Kielicha odsuwa - Ja - pić dopiero zaczynam! Aż Serafy schylą śnieżne Kaptury - Aż tłum Świętych - do okien podbiegnie - Aby ujrzeć małego Pijaczka - O Słońce wspartego chwiejnie - [Stanisław Barańczak] * * * * * Niewarzony dotąd napój sączę Z kufli drążonych w perle - Żadne kadzie Nadrenii nie będą Alkoholu takiego pełne! Jestem rozpustnicą rosy - I opojem - powietrzem spita Wytaczam się z gospód lata Na drogi zatopione w błękitach - Kiedy "karczmarz" pijaną pszczołę Z naparstnicy wyrzuci siłą - Gdy poniecha "kieliszeczka" motyl - Mnie się będzie tym lepiej piło! Aż Serafin kapeluszem śnieżnym machnie - I do okien podbiegną święci - By zobaczyć - jak wspartemu o słońce Pijaczynie w głowie się kręci - [Ludmiła Marjańska]
What is -- "Paradise" -- Who live there -- Are they "Farmers" -- Do they "hoe" -- Do they know that this is "Amherst" -- And that I -- am coming -- too -- Do they wear "new shoes" -- in "Eden" -- Is it always pleasant -- there -- Won't they scold us -- when we're homesick -- Or tell God -- how cross we are -- You are sure there's such a person As "a Father" -- in the sky -- So if I get lost -- there -- ever -- Or do what the Nurse calls "die" -- I shan't walk the "Jasper" -- barefoot -- Ransomed folks -- won't laugh at me -- Maybe -- "Eden" a'n't so lonesome As New England used to be! [1860; 1945] - - - - - Co to jest - "Raj" - Kim są ci, co tam mieszkają - Czy są "Farmerami" - Pracują "motyką" - Czy wiedzą, że to jest "Amherst" - I że ja tam - idę - również - Czy oni noszą "nowe buty" - w "Edenie" - Czy zawsze jest miło - tam - Czy nie będą karcić nas - kiedy będziemy poza domem - Albo powiedzcie Bogu - jakim krzyżem jesteśmy - Wy wiecie, jaką On jest osobą Jako "Ojciec" - w niebie - Więc jeśli się zgubię - tam - kiedykolwiek - Albo zrobię to, co Pielęgniarka nazywa "umrzeć" - Nie będę chodzić po "Jaspisie" - boso - Ludu odkupiony - nie śmiej się ze mnie - Może - "Eden" nie jest tak samotny Jak była kiedyś Nowa Anglia! [Ryszard Mierzejewski]
Version I: Safe in their Alabaster Chambers - Untouched my Morning And untouched by Noon - Sleep the meek members of the Resurrection - Rafter of satin, And Roof of stone. Light laughs the breeze In her Castle above them - Babbles the Bee in a stolid Ear, Pipe the Sweet Birds in ignorant cadence - Ah, what sagacity perished here! [1859; 1862] Version II: Safe in their Alabaster Chambers - Untouched by Morning And untouched by Noon - Lie the meek members of the Resurrection - Rafter of Satin, And Roof of Stone! Grand go the Years — in the Crescent — above them — Worlds scoop their Arcs — And Firmaments — row — Diadems — drop — and Doges — surrender — Soundless as dots — on a Disc of Snow — [1861; 1890] - - - - - Bezpieczni w swych komnatach z alabastru, nieczuli na południe, niepomni na brzask potulni udziałowcy ZMARTWYCHWSTANIA śpią... stropem ich - atłas, zamiast dachu - głaz. Śmieje się powiew w pałacu słonecznym; brzęk pszczół uderza o nieczuły słuch. Ptak muzykuje kadencję najprostszą: ach, jakiż bystry tu zamarł duch! W półkrąg nad nimi wyniosłe mkną lata, wiosłuje firmament, gdzie świat łukiem legł, kapitulują doże, walą się tiary głucho jak płatki padające w śnieg. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Bezpieczni w swych Komnatach z Alabastru - Przez Świt ani Południe Nie niepokojeni - Śpią korni uczestnicy Zmartwychwstania - Pod Pułapem z Atłasu - pod Dachem z Kamieni! Nad nimi - Firmamenty - wydęte Kopuły Światów - rozległe Lata W półkolistym biegu - Poddają się - Książęta - spadają - Korony - Cicho jak Krople - które - cętkują Krąg Śniegu - [Stanisław Barańczak] * * * * * Wersja I: W alabastrowych komnatach bezpieczni - Świt - czy południe - Nieczuli na czas - Śpią cisi uczestnicy Zmartwychwstania - Krokwie z atłasu - a dachem głaz - Lekko śmieje się powiew W zamku nad ich głową - Pszczoła coś paple w ucho niewrażliwe - Nieuczoną kadencję słodko gwiżdże ptak - Ach, jakże wielka mądrość tu spoczywa! [Ludmiła Marjańska] Wersja II: W alabastrowych komnatach bezpieczni - Świt - czy południe - Nieczuli na czas - Leżą cisi uczestnicy Zmartwychwstania - Krokwie z atłasu - a dachem głaz - Półkolem ponad nimi - świetne lata - krążą - Światy żłobią swe łuki - Firmamenty - biegną - Upadają korony - i potęga dożów - Niesłyszalnie jak ptaki - na biały dysk śniegu - [Ludmiła Marjańska]
Version I: Savior! I've no one else to tell -- And so I trouble thee. I am the one forgot thee so -- Dost thou remember me? Nor, for myself, I came so far -- That were the little load -- I brought thee the imperial Heart I had not strength to hold -- The Heart I carried in my own -- Till mine too heavy grew -- Yet -- strangest -- heavier since it went -- Is it too large for you? [1861; 1890] Version II: Father -- I bring thee not myself -- That were the little load -- I bring thee the imperial Heart I had not strength to hold -- The Heart I cherished in my own -- Till mine too heavy grew -- Yet -- strangest -- heavier since it went -- Is it too large for you? [1861; 1890] - - - - - Wersja II: Ojcze, nie siebie przynoszę ci: nic nie waży moja własna treść; ale przynoszę królewskie serce, którego nie potrafiłam zmieścić. Serce zawarte w moim, aż moje się stało zbyt ciężkie, a po stracie tamtego - jak kamień... Czy ta waga ciebie, ojcze, nie zmęczy? [Kazimiera Iłłakowiczówna]
She sweeps with many-colored Brooms -- And leaves the Shreds behind -- Oh Housewife in the Evening West -- Come back, and dust the Pond! You dropped a Purple Ravelling in -- You dropped an Amber thread -- And how you've littered all the East With duds of Emerald! And still, she plies her spotted Brooms, And still the Aprons fly, Till Brooms fade softly into stars -- And then I come away -- [1861; 1890] - - - - - Zamiata wielobarwną Miotłą - Lecą Paproch i Pył O Gospodyni Wieczornego Słońca - Wróc, i odkurz Staw! Upuściłaś Purpurowy Kłębek - Upuściłaś Bursztynową nić - Nocne Niebo zamieniłaś W Szmaragdowy Śmieć! Pstrokate Miotły, wciąż, wygina, Fartuchy lecą wciąż, Aż Miotły wypłowieją w gwiazdy - Wtedy na mnie czas - [Krystyna Lenkowska]
It can't be "Summer"! That -- got through! It's early -- yet -- for "Spring"! There's that long town of White -- to cross -- Before the Blackbirds sing! It can't be "Dying"! It's too Rouge -- The Dead shall go in White -- So Sunset shuts my question down With Cuffs of Chrysolite! [1861; 1891] - - - - - To nie może być "Lato"! Ono się skończyło! To - jeszcze - nie "Wiosna"! Wciąż długie miasto Bieli - do przejścia - Zanim Kos zakląska! To nie może być "Śmierć"! Za dużo Różu - Zmarłemu Biel szykuj - Więc Zachód Słońca zamyka tę kwestię Na Klucz z Chryzolitu! [Krystyna Lenkowska]
God permits industrious Angels -- Afternoons -- to play -- I met one -- forgot my Schoolmates -- All -- for Him -- straightway -- God calls home -- the Angels -- promptly -- At the Setting Sun -- I missed mine -- how dreary -- Marbles -- After playing Crown! [1861; 1890] - - - - - Bóg pozwala pilnym Aniołom - Po południu - pobawić się chwilę - Zapomniałam o moich Kolegach - I z Aniołem - igrałam mile - Bóg Wieczorem - woła do domu - Pomykają Anioły - hurmem - Co za nuda - grać teraz - w Kulki - Kiedy wcześniej grało się w Kule! [Andrzej Szuba] * * * * * Wolno po pracy Aniołom - Pobawić się - trochę - Z jednym - po Szkole zagrałam - Nie mogłam się - oprzeć - Wzywa Bóg - Anioły - pilnie - O Zachodzie Słońca - I mój odszedł - jak nudno - grać w Kulki - Po partyjce Vista! [Krystyna Lenkowska]
"Heaven" -- is what I cannot reach! The Apple on the Tree -- Provided it do hopeless -- hang -- That -- "Heaven" is -- to Me! The Color, on the Cruising Cloud -- The interdicted Land -- Behind the Hill -- the House behind -- There -- Paradise -- is found! Her teasing Purples -- Afternoons -- The credulous -- decoy -- Enamored -- of the Conjuror -- That spurned us -- Yesterday! [1861; 1896] - - - - - Niebo to jest to, czego nie dosięgnę... Choćby tylko na drzewie jabłko - już będzie dla mnie "niebem", jeśli wisi wysoko nadto. Barwa na odpływającej chmurze, grunt, na który wejść zabraniają, to - co za pagórkiem, to - co za domem... Tam wszędzie mój raj odnajdę. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * "Niebo" - to, czego nie dosięgam! Już Jabłko na Jabłoni - Gdy Gałąź dłuższa niż Nadzieja - Jest "Niebem" - dla mej Dłoni! Nieśpieszny Obłok - ze swą Barwą - Cudze Pola - Rozstaje - Łąka za Wzgórzem - Dom za Łąką - Już to - jest dla mnie Rajem! W złudne Purpury Popołudni Łatwowiernie przebrani - Wabimy tęsknie - tego Magika - Co - Wczoraj - wzgardził nami! [Stanisław Barańczak] * * * * * Niebo jest dla mnie niedostępne Jak jabłko na jabłoni Nadziei złudnej złem występne, Kuszące rajem w dłoni Kolorem, żeglującą chmurą Gdzieś w kraju zatraconym, Za domem i za siódmą górą Jest raj - odnaleziony W południa, co purpurą drażnią, Przynętą ust wabiona Z miłości chorą wyobraźnią Odchodzę - odrzucona [Kazimierz Żarski] * * * * * "Niebo" - to czego nie sięgam! To Jabłko na Jabłoni - Jeśli wisi - tak bez nadziei wysoko - Jak - "Niebo" - nad Nami! Kolor, na Krążącej Chmurze - Niedosięgły Kraj - Za Wzgórzem - za Domem - Można - znaleźć - Raj! Tę Purpurę - Popołudnia - Wabik - który mami Zakochanych - w Magiku - Co Wczoraj - wzgardził nami! [Krystyna Lenkowska]
I like a look of Agony, Because I know it's true -- Men do not sham Convulsion, Nor simulate, a Throe -- The Eyes glaze once -- and that is Death -- Impossible to feign The Beads upon the Forehead By homely Anguish strung. [1861; 1890] - - - - - Lubię widzieć agonię, bo wiem, że to nie fałsz; nikt nie symuluje konwulsji, nie udaje skurczu ciał. Oczy szklą się raz tylko - w śmierci. Nie może to być skłamane, ani paciorki potu na czole przez szczerą mękę nizane. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Podoba mi się w Agonii To - że jest zawsze prawdziwa - Nie symuluje się Konwulsji, Ataku Bólu - nie odgrywa - Oczy się zaszklą raz - Śmiercią - I nie do podrobienia Są Paciorki na Czole - nizane Przez pospolitość Cierpienia. [Stanisław Barańczak] * * * * * Cenię w spojrzeniu Agonii, To że jest prawdziwa - Nie pozoruje Konwulsji, I Bólu, nie odgrywa - Oczy szkliwieją raz - i to jest Śmierć - Nie do podrobienia Na Czole Krople Sperlone prostotą Cierpienia. [Krystyna Lenkowska]
I held a Jewel in my fingers -- And went to sleep -- The day was warm, and winds were prosy -- I said "'Twill keep" -- I woke -- and chid my honest fingers, The Gem was gone -- And now, an Amethyst remembrance Is all I own -- [1861; 1891] - - - - - Trzymałam klejnot w dłoni, usnęłam za dnia - dzień był ciepły, powiew nużący - mówiąc: "Nie spadnie!" Zbudziłam się, z rzetelnych mych palców nierada, bo teraz - ametystowe wspomnienie to wszystko, co posiadam. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Trzymałam w palcach klejnot - Zasnęłam w sennej godzinie - Dzień był ciepły, monotonny - Pomyślałam: "nie zginie". Zbudziłam się - uczciwe palce Obwiniając - znikł cenny kamień - I teraz wszystko, co posiadam - To ametystu pamięć - [Ludmiła Marjańska] * * * * * Ściskając Klejnot w dłoni, Usnęłam niewinnie - Dzień był ciepły, wiatr nużący - Myślałam: "Nie zginie" - Zbudziłam się - skarciłam uczciwie Palce - Gemma przepadła - Ametystowy sen to wszystko, Co posiadam - [Andrzej Szuba]
Why -- do they shut Me out of Heaven? Did I sing -- too loud? But -- I can say a little "Minor" Timid as a Bird! Wouldn't the Angels try me -- Just -- once -- more -- Just -- see -- if I troubled them -- But don't -- shut the door! Oh, if I -- were the Gentleman In the "White Robe" -- And they -- were the little Hand -- that knocked -- Could -- I -- forbid? [1861; 1929] - - - - - Czemu niebo zatrzaskują przede mną? Czy za głośno śpiewałam? Ależ - potrafię też nucić w "moll" - Jak ptak nieśmiała. Może aniołowie raz jeszcze Zechcą sprawdzić - zobaczyć - jak szłam - Czy ich nazbyt trudziłam - Lecz - nie zatrzaskujcie bram! Ach, gdybym była - tym Panem W Białej Szacie - a oni Rączką - która kołacze - Czy mogłabym - zabronić? [Ludmiła Marjańska]
Wild Nights -- Wild Nights! Were I with thee Wild Nights should be Our luxury! Futile -- the Winds -- To a Heart in port -- Done with the Compass -- Done with the Chart! Rowing in Eden -- Ah, the Sea! Might I but moor -- Tonight -- In Thee! [1861; 1891] - - - - - Dzikie noce, błędne noce! Gdybyś ty przy mnie wytrwał, byłyby takie noce najkosztowniejszym zbytkiem. Co znaczą wichry dla statku w porcie! Więc precz z busolą, mapy wyrzućcie. W raju wiosłować, pruć morski Eden i z tobą przybić do rajskich brzegów. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Szalone - Dzikie Noce! Przy Twoim boku Wiodłyby takie Noce W Rozkosz i Spokój! Cóż szkodzą - Wichry - Sercu w Przystani? Zbędna Busola - Koniec z Mapami! Przez Raj wiosłować - przez Morza Rozległość! Byle przybić - tej Nocy - do Brzegu Twojego! [Stanisław Barańczak] * * * * * Dzikie noce - szalone noce! O, z tobą wszystkie Dzikie noce byłyby Szalonym zbytkiem! Dla serca w porcie - Wichry są niczym - Za burtę kompas - Map się nie liczy! Płynąć do raju - Ach, oceanie! Zakotwiczyć nocą - w tobie - W przystani! [Ludmiła Marjańska] * * * * * Dzikie noce, dzikie noce A w nich ty i ja Dziką słodycz pić by można aż do białego dnia. Daremne wichry Gdy serce w przystani Na nic busola I mapa na nic. Wiosłując przez raj Ach, te morza! Marzę by w tobie w tę noc zacumować. [Maciej Maleńczuk] * * * * * Szalone Noce - Dzikie! Spędzone z Tobą Takie Noce Szalone To rozkosz! Nie groźne - Wichry - Gdy Serce w przystani - Do diabła z Mapą! Precz z Busolami! Wiosłować w Raju - Przez Morskie fale! Przybić do Ciebie - Nocą - Na stałe! [Andrzej Szuba] * * * * * Dzikie noce - Dzikie noce! Czy byłam z wami Dzikie noce, powinnam być Naszą rozkoszą! Bezskutecznym - Wiatrem - Dla Serca w przystani - Zrobiona z pomocą Kompasu Zrobiona z pomocą Mapy! Wiosłująca do Edenu - Ach, Morze! Mogłabym jednak przycumować - Dziś w nocy - W Tobie! [Ryszard Mierzejewski] * * * * * Dzikie - Dzikie Noce! Gdzie ja z tobą Byłyby naszą Dziką rozkoszą! Sercu w porcie - Daremne - Wiatry - Kompas mu na nic - Na nic Mapy! Przez Raj by wiosłować - O, Morze! I Dziś w Nocy - w Tobie - Zacumować! [Krystyna Lenkowska]
Over the fence -- Strawberries -- grow -- Over the fence -- I could climb -- if I tried, I know -- Berries are nice! But -- if I stained my Apron -- God would certainly scold! Oh, dear, -- I guess if He were a Boy -- He'd -- climb -- if He could! [1861; 1945] - - - - - Za tym płotem - Truskawka - dojrzała - Przelazłabym - Przez ten płot - gdybym chciała - Jest rozkoszna! Lecz - gdybym poplamiła Fartuch - Bóg z pewnością by się pogniewał! Chociaż... gdyby był Chłopcem - Sam może by przelazł! [Andrzej Szuba] * * * * * Za płotem - Truskawki - rosną - Za płotem - Mogłabym wspiąć się - wiem - Już dojrzały! Lecz - gdybym Fartuszek splamiła - Bóg skarcić mnie miałbym ochotę! Chociaż - gdyby Chłopcem był - Przeskoczyłby - gdyby tylko wysilił się trochę! [Tadeusz Sławek]
I can wade Grief -- Whole Pools of it -- I'm used to that -- But the least push of Joy Breaks up my feet -- And I tip -- drunken -- Let no Pebble -- smile -- 'Twas the New Liquor -- That was all! Power is only Pain -- Stranded, thro' Discipline, Till Weights -- will hang -- Give Balm -- to Giants -- And they'll wilt, like Men -- Give Himmaleh -- They'll Carry -- Him! [1861; 1891] - - - - - Gotowam brnąć przez bólu niejedną toń - to zwykła rzecz - gdy najlżejszy radości wiew zbija mnie z nóg i chwieję się jak pijana. Niech nie szydzi kamień pod nogą napój był nowy, nic więcej! Siła to tylko ból idący posłusznie w dół z ciężarem szal. Olbrzymy od ukojenia jak ludzie tracą moc. A dać im Himalaje - udźwigną! [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Brodzić w Nieszczęściu - umiem - Przez każdy jego Strumień Albo Bagno przechodzę - Ale prztyczek Radości - I już na równej drodze Potykam się - pijana - Na uciechę Kamykom - Nie śmiejcie się - tak działa Na mnie ten Nowy Likwor! Moc jest to Ból - jedynie Balastem Dyscypliny Trzymany na Mieliźnie - Dać Balsam - Gigantowi - Opadnie z sił, jak Człowiek - Zwalić nań Himalaje - Podźwignie! [Stanisław Barańczak] * * * * * Mogę brnąć przez Morze Żalu - Przywykłam - Lecz byle raz Radości Podcina mi stopy - I chwieję się - pijana - Niech Kamyki - nie szydzą - To Nowy Trunek był - To wszystko! Siła to tylko Ból - Wzmacniany Reżimem, Aż - się przeciwważą - Ulżyć - Olbrzymom - Jak Ludzie, osłabną - Dać im Himmaleh - Poniosą - Go! [Krystyna Lenkowska]
"Hope" is the thing with feathers -- That perches in the soul -- And sings the tune without the words -- And never stops -- at all -- And sweetest -- in the Gale -- is heard -- And sore must be the storm -- That could abash the little Bird That kept so many warm -- I've heard it in the chillest land -- And on the strangest Sea -- Yet, never, in Extremity, It asked a crumb -- of Me. [1861; 1891] - - - - - Nadzieja to pierzasty stwór, dusza - to grzęda dla niej: stamtąd bezsłowną melodią brzmi, co nigdy nie ustanie. Najsłodsza, gdy szaleje sztorm... Jakaż by to być musiała ulewa, której by się wystraszył ptak, co tysiącom pogodę wyśpiewał. Słychać go było w najsurowszej z zim, na najbardziej obcych głębinach, i nawet mrąc z głodu nie poprosił nikogo o jedną okruszynę. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * "Nadzieja" jest tym upierzonym Stworzeniem na gałązce Duszy - co śpiewa melodie Bez słów i nie milknące - W świście Wichru - brzmi uszom najsłodziej - I srogich by trzeba Nawałnic - Aby spłoszyć maleńkiego ptaka, Co tak wielu zdołał ogrzać i nakarmić - Śpiewał mi już na Morzach Obcości - W Krainach Chłodu - Nie żądając w zamian Okruszka - Choć konał z Głodu. [Stanisław Barańczak] * * * * * Nadzieja - pierzaste stworzenie - Mości się w duszy na grzędzie - Śpiewa piosenkę bez słów - I zawsze śpiewać będzie - Najsłodsza - w nawałnicę - Srogi sztorm musiałby się zerwać - By spłoszyć małego ptaka, Który tylu rozgrzewał - Słyszałam go w mroźnej krainie - Na morzu obcym i głuchym - Lecz nigdy - w największej potrzebie - Nie prosił - mnie - o okruchy - [Ludmiła Marjańska] * * * * * Nadzieja jest jak ptak skulony Co w duszy ma mieszkanie, Co pieśnią niemą uskrzydlony Jak serce - nie ustanie Usłyszysz go wśród wód kipieli, Gdy w burzę ból się zmienia, Gdy może pisklę onieśmielić Tak ciepłe od płomienia I usłyszałam go wśród lodów Nad morzem najdziwniejszym, Choć wiecznie trwa, nie zazna głodu Na okruch mnie - najmniejszy [Kazimierz Żarski] * * * * * "Nadzieja" to jest rzecz z piór - Na gałęzi duszy - Co śpiewa melodię bez słów - I nie milknie - nigdy - Najsłodszą - słychać - w Wichurze - I straszna to burza - Co mogłaby speszyć Ptaszka Co tak wielu ogrzał - W kraju chłodu - i na obcym Morzu ją słyszałam - Nawet - wyczerpana - Skrajnie, Okruszka - nie chciała. [Krystyna Lenkowska]
To die -- takes just a little while -- They say it doesn't hurt -- It's only fainter -- by degrees -- And then -- it's out of sight -- A darker Ribbon -- for a Day -- A Crape upon the Hat -- And then the pretty sunshine comes -- And helps us to forget -- The absent -- mystic -- creature -- That but for love of us -- Had gone to sleep -- that soundest time -- Without the weariness -- [1861; 1935] - - - - - Umrzeć - to tylko chwilka - I mówią, że bez bólu - Stopniowo - słabnie się tylko - Potem - nie jest się celem - Ciemne Kokardy - w ciągu Dnia Na Kapeluszu - Krepa - A wtedy miły słońca blask - Pozwala mniej pamiętać - Jej nieobecność - zjawę już - Chociaż miłością nas darzyła - W najlepszy czas - odeszła w sen - Znużyć się nie zdążyła - [Barbara Grzybek]
There's a certain Slant of light, Winter Afternoons -- That oppresses, like the Heft Of Cathedral Tunes -- Heavenly Hurt, it gives us -- We can find no scar, But internal difference, Where the Meanings, are -- None may teach it -- Any -- 'Tis the Seal Despair -- An imperial affliction Sent us of the Air -- When it comes, the Landscape listens -- Shadows -- hold their breath -- When it goes, 'tis like the Distance On the look of Death -- [1861; 1890] - - - - - Bywa światła Pochylenie - Zimą - w Szary Dzień - Które zgniata nas jak Brzemię Katedralnych Brzmień - Niebiańsko nas rani - Nie uświadczysz blizn, Tylko wewnątrz zmiany - Tam, gdzie Znaczeń błysk - Na nic Wiedza niedorzeczna - To Pieczęć Rozpaczy - Cios udręki, co z Powietrza Spada na nas - władczy - Gdy się zjawia - tuż przed zmierzchem - Cichnie Cień i Śnieg - Gdy odchodzi, jest jak Przestrzeń, Skąd spogląda Śmierć - [Stanisław Barańczak] * * * * * Jest pewien Ukos światła, Zimą po Południu - Co przygniata, jak Ciężar Katedralnych Hymnów - I nie ma żadnej skazy - Od Niebiańskiej Rany, Tylko zmiana w środku, Między Znaczeniami - Tej Pieczęci Rozpaczy - Nikt nie obwieszcza - To przypadłość cesarska Którą zsyła Przestrzeń - Gdy nadchodzi, Pejzaż i Zmierzch - Słuchają - w napięciu - Kiedy odchodzi, jak Dal W spojrzeniu Śmierci - [Krystyna Lenkowska] * * * * * Bywa taki światła Skłon W Popołudnia zimy - Co osacza, niczym Dzwon Bijący z Katedry - Rajskie Rany zada nam - Nie znać skaleczenia Tylko zmianę wewnątrz, tam, Gdzie siedzą Znaczenia - Nie wyjaśni tego nikt - To Pieczęć Żałości - Ból zsyłany z nieba wszem Z pańskich Wysokości - Gdy nadchodzi, milknie Kraj - Dech wstrzymują cienie - Gdy odchodzi, jest jak Dal, W Śmiertelnym spojrzeniu. [Jacek Dehnel] * * * * * Czasem światło pada skośnie Zimą, tuż przed Zmierzchem - I przytłacza niczym Pieśni, Które grzmią w Katedrze - Niebiański Ból nam przynosi - Nie zostawia szramy Prócz wewnętrznej rozbieżności Tam, gdzie Sens się tai - Nikt nie umie pojąć - Nic - To Pieczęć Zwątpienia - To wszechwładna niedola Zesłana z przestrzeni - Gdy się zbliża, Pejzaż tężeje - Milknie Cień najgłębszy - Gdy odchodzi, jest jak Spojrzenie W puste oczy Śmierci - [Szymon Żuchowski] * * * * * Jest takie Ugięcie światła, W Popołudnia Zimą - Że ciężarem swym przytłacza Jak Kościelne Hymny - To Niebiańskie jest Cierpienie - Nie zostawia blizn Tylko w środku wszystko zmienia, Tam, gdzie leży Sens - Nie objaśni nauczyciel - Żaden - Pieczęć stawia Rozpacz - To monarsze jest schorzenie Zesłane z Powietrza - Gdy przychodzi, Pejzaż słucha - Cienie - powstrzymują dech - Gdy odchodzi, już z Oddali Spogląda jak Śmierć - [Barbara Grzybek]
Where Ships of Purple -- gently toss -- On Seas of Daffodil -- Fantastic Sailors -- mingle -- And then -- the Wharf is still! [1861; 1891] - - - - - Gdzie na Morzu Żonkili - Fioletowe Okręty - bujają kapryśnie - Fantastyczni Żeglarze - gawędzą - Potem - cisza na Pirsie! [Andrzej Szuba]
This -- is the land -- the Sunset washes -- These -- are the Banks of the Yellow Sea -- Where it rose -- or whither it rushes -- These -- are the Western Mystery! Night after Night Her purple traffic Strews the landing with Opal Bales -- Merchantmen -- poise upon Horizons -- Dip -- and vanish like Orioles! [1861; 1890] - - - - - Oto - ląd - w Zachodzie Słońca się nurza - Oto - Brzegi Żółtego Morza - Gdzie wstaje - i dokąd zmierza - Oto - Tajemnica Zachodu! Noc za Nocą Szkarłatny handel Zrzuca za pomost Bele Opalu - Kupcy - przystają na Horyzoncie - Pikują - i nikną jak Wilgi! [Krystyna Lenkowska] * * * * * Tę - ziemię - obmywa Zachodzące Słońce - To zaś - są Morza Żółtego granice - Kędy słońce wstaje - lub dokąd pospiesza - Oto są - Zachodu wielkie Tajemnice! Za Nocą Noc Ruch tej purpury Ściele na brzegu Opalu Opiłki - Kupieckie Statki - na nitce Horyzontu - Kołyszą się - znikają niczym Wilgi! [Tadeusz Sławek]
Did we disobey Him? Just one time! Charged us to forget Him -- But we couldn't learn! Were Himself -- such a Dunce -- What would we -- do? Love the dull lad -- best -- Oh, wouldn't you? [1861; 1945] - - - - - Nieposłuszni Jego woli? Może w jednej chwili — Gdy kazał nam zapomnieć o Nim — A myśmy — Go okpili! Cóż — gdyby nawet był Naiwny Jak nikt na świecie? Najwięcej serca — dla Głuptasów Miewamy — przecież? [Stanisław Barańczak]
A solemn thing -- it was -- I said -- A woman -- white -- to be -- And wear -- if God should count me fit -- Her blameless mystery -- A hallowed thing -- to drop a life Into the purple well -- Too plummetless -- that it return -- Eternity -- until -- I pondered how the bliss would look -- And would it feel as big -- When I could take it in my hand -- As hovering -- seen -- through fog -- And then -- the size of this "small" life -- The Sages -- call it small -- Swelled -- like Horizons -- in my vest -- And I sneered -- softly -- "small"! [1861; 1896] - - - - - Jaka to rzecz uroczysta być białą damą z jakąś - z wyroku Niebios - tajemnicą nieznaną. Rzucić życie do purpurowej studni jakaż to rzecz straszliwa, skoro - pozbawione linki - na wieczność już się nie wydobywa. [Kazimiera Iłłakowiczówna]
I breathed enough to take the Trick -- And now, removed from Air -- I simulate the Breath, so well -- That One, to be quite sure -- The Lungs are stirless -- must descend Among the Cunning Cells -- And touch the Pantomine -- Himself, How numb, the Bellows feels! [1861; 1896] - - - - - Naoddychałam Się dość, aby Dziś - gdym Powietrza pozbawiona - Symulować Oddech tak łudząco - Że jeśli chce się Ktoś przekonać O Płuc bezruchu - musi zstąpić W dół - w komórki Chytrego Ciała - Własnoręcznie dotknąć Pantomimy Pary Miechów - co nie czuje nic - zdrętwiała! [Stanisław Barańczak]
The only Ghost I ever saw Was dressed in Mechlin -- so -- He wore no sandal on his foot -- And stepped like flakes of snow -- His Gait -- was soundless, like the Bird -- But rapid -- like the Roe -- His fashions, quaint, Mosaic -- Or haply, Mistletoe -- His conversation -- seldom -- His laughter, like the Breeze -- That dies away in Dimples Among the pensive Trees -- Our interview -- was transient -- Of me, himself was shy -- And God forbid I look behind -- Since that appalling Day! [1861; 1891] - - - - - Jedyny raz zjawił mi się Duch Cały był w Koronkach - Kroczył lekko jak puch - Bez sandałów na stopach - Miał chód - bezdźwięczny, jak Ptak - Lecz szybki - jak Sarna - Wyglądał dziwnie, jak Jemioły krzak - Lub jak Mozaika - W słowach - był oszczędny - Jego śmiech się rozwiewał Jak Wiatr - wśród zamyślonych Drzew - znikający w Rowach - To było widzenie - przelotne - Dla mnie, bo nieśmiały był on - Od tego strasznego Dnia nie patrzę Za siebie - Boże broń! [Krystyna Lenkowska]
Doubt Me! My Dim Companion! Why, God, would be content With but a fraction of the Life -- Poured thee, without a stint -- The whole of me -- forever -- What more the Woman can, Say quick, that I may dower thee With last Delight I own! It cannot be my Spirit -- For that was thine, before -- I ceded all of Dust I knew -- What Opulence the more Had I -- a freckled Maiden, Whose farthest of Degree, Was -- that she might -- Some distant Heaven, Dwell timidly, with thee! Sift her, from Brow to Barefoot! Strain till your last Surmise -- Drop, like a Tapestry, away, Before the Fire's Eyes -- Winnow her finest fondness -- But hallow just the snow Intact, in Everlasting flake -- Oh, Caviler, for you! [1861; 1890] - - - - - Nie wątpże, mglisty druhu! I Bóg rad byłby nawet z ułamka tej miłości, którą cię hojnie darzę... Ja, cała twoja na wieki... Co można więcej dać, powiedz mi, a obdarzęć resztką szczęścia, na jakie mnie stać! Nie może to być moja dusza, dawniej tobie oddany skarb niźli prochu ziemskiego całość... A jakiż wspanialszy dar miałabym ja, prosta dziewczyna, dla której celem najwyższym - by w jakimś odległym niebie mogła skormnie ci towarzyszyć. [Kazimiera Iłłakowiczówna]
Many a phrase has the English language -- I have heard but one -- Low as the laughter of the Cricket, Loud, as the Thunder's Tongue -- Murmuring, like old Caspian Choirs, When the Tide's a' lull -- Saying itself in new infection -- Like a Whippoorwill -- Breaking in bright Orthography On my simple sleep -- Thundering its Prospective -- Till I stir, and weep -- Not for the Sorrow, done me -- But the push of Joy -- Say it again, Saxton! Hush -- Only to me! [1861; 1935] - - - - - Język angielski ma wiele fraz - Ja słyszę jedną w wierszu - Gromką niby głos grzmotu, Cichą jakby śmiały się świerszcze - Szemrze jak stare kaspijskie chóry, Kołysane falą przypływu - I jak lelek wieczorem Nową modulację odkrywa - Olśniewającą ortografią W mój skromny sen raptem wkracza - Grzmiąc o swych perspektywach - Aż poruszona płaczę - Nie dlatego, że ktoś mi zmartwień Przyczynił - jeno z radości - Mów jeszcze, mów, Anglosasie! Szeptem - jedynie dla mnie! [Ludmiła Marjańska]
What if I say I shall not wait! What if I burst the fleshly Gate -- And pass escaped -- to thee! What if I file this Mortal -- off -- See where it hurt me -- That's enough -- And wade in Liberty! They cannot take me -- any more! Dungeons can call -- and Guns implore Unmeaning -- now -- to me -- As laughter -- was -- an hour ago -- Or Laces -- or a Travelling Show -- Or who died -- yesterday! [1861; 1891] - - - - - A może dłużej nie będę zwlekała, może rozsadzę tę przegrodę z ciała i ku tobie pomknę - zbieg? Kto wie, może gdy to śmiertelne oderwę, dojrzę - co mnie tak uwierało bez przerwy, i dobrnę po wolność na tamten brzeg? Już nas przenigdy nie pochwycą... Niech nalegają działa, groźnie błagają ciemnice: wszystko to - bez znaczenia dziś, jak śmiech, co przed godziną nic nie znaczył, jak koronki, jak scena w wędrownym teatrze albo wieść, kto też wczoraj zmarł. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * A gdybym czekać nie zechciała! Jeśli rozbiję bramy ciała - Do Ciebie umknę - ocalona! Jeśli śmiertelny zewłok odłożę - Ile wycierpiał - dość spojrzeć - I w wolności zatonę! Nie mogą wziąć mnie - po raz wtóry! Wołanie dział, więzienne mury Niczym są dla mnie teraz - Jak przed godziną - śmiech nic nie znaczył - Koronki - lub wędrowny teatrzyk - Jak i to - kto wczoraj umierał! [Ludmiła Marjańska]
Tie the Strings to my Life, My Lord, Then, I am ready to go! Just a look at the Horses -- Rapid! That will do! Put me in on the firmest side -- So I shall never fall -- For we must ride to the Judgment -- And it's partly, down Hill -- But never I mind the steeper -- And never I mind the Sea -- Held fast in Everlasting Race -- By my own Choice, and Thee -- Goodbye to the Life I used to live -- And the World I used to know -- And kiss the Hills, for me, just once -- Then -- I am ready to go! [1861; 1896] - - - - - Uwiąż sznur, Panie, do mego życia, a będę gotowa iść: Niech tylko spojrzę na koniec... Dalej! To starczy na dziś! Posadź mnie po bezpiecznej stronie, żebym nie spadła w piach, bo jedziemy na Sąd Ostatni i z górki wiedzie szlak. Nie troszczę się ja o mosty ani o bliskość mórz, przytrzymana w wieczystym wyścigu przez ciebie, wybrańca dusz. Żegnajcież, dni moje zwyczajne, żegnaj, świecie, w którym zwykłam być... Jeszcze za mnie te wzgórza pocałuj, a teraz już mogę iść! [Kazimiera Iłłakowiczówna]
I felt a Funeral, in my Brain, And Mourners to and fro Kept treading -- treading -- till it seemed That Sense was breaking through -- And when they all were seated, A Service, like a Drum -- Kept beating -- beating -- till I thought My Mind was going numb -- And then I heard them lift a Box And creak across my Soul With those same Boots of Lead, again, Then Space -- began to toll, As all the Heavens were a Bell, And Being, but an Ear, And I, and Silence, some strange Race Wrecked, solitary, here -- And then a Plank in Reason, broke, And I dropped down, and down -- And hit a World, at every plunge, And Finished knowing -- then -- [1861; 1896] - - - - - Przez mózg przechodził pogrzeb: żałobnicy po czaszce całej dreptali, aż wszelkie czucie we mnie się załamało. A kiedy posiadali, w egzekwie jak w bęben bito, bito, aż rozum zda się w końcu mi zdrętwiał. Później słychać było, jak z pudłem przeskrzypieli przez duszę, depcąc obuwiem ciężkim jak ołów... A wtedy zadzwonił przestwór, jakby całe niebo było dzwonem, a byt - uchem słuchającym, ja zaś i cisza - jakimś dziwnym plemieniem samotnie na brzegu stojącym. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Czułam - przez Mózg przechodził Pogrzeb - Minuta po minucie Kondukt szedł - szedł - i deptał we mnie Butami zdolność czucia - Gdy wszyscy Żałobnicy siedli - Monotonne egzekwie Załomotały bębnem - Umysł Zaczął mi w końcu drętwieć - Słyszałam - jak podnoszą Skrzynię - Jak przez Duszę raz jeszcze Skrzypią ich Ołowiane Buty - Tu rozdzwoniła się Przestrzeń, Jakby Niebiosa były Dzwonem - Uchem - całe Istnienie - A ja i Cisza - porzuconym W klęsce - samotnym Plemieniem - A wtedy - Deska w dnie Rozumu Trzasnęła - zaczęłam spadać - Tłukąc się o krawędzie Światów - Aż je przestałam poznawać - [Stanisław Barańczak] * * * * * Czułam, szedł pogrzeb w moim mózgu, Żałobnicy - tu i tam krocząc Stąpali ciężko - coraz ciężej - Aż rozum wyrywać się począł - A kiedy wszyscy zasiedli, Grabarze zaczęli walić Jak bęben - bili bez przerwy - Aż mój umysł ogarnął paraliż - Usłyszałam jak podnoszą skrzynię I przez duszę moją ciągną Oni W skrzypiącym obuwiu z ołowiu - Wtedy przestrzeń zaczęła dzwonić, Jakby dzwonem były całe niebiosa, A uchem tylko - istnienie, Zaś cisza i ja - samotnym Rozbitym - obcym plemieniem - Potem pękła jakaś deska w mózgu I upadłam - i spadałam w próżni - Raz po raz uderzając jakiś świat, By na koniec - nie móc nic rozróżnić - [Ludmiła Marjańska] * * * * * Poczułam Pogrzeb, w moim Mózgu, I Kondukt tam i z powrotem kroczył - I kroczył - aż się wydawało Że Czucie Rozum przekroczy - I gdy wszyscy usiedli, Obrzęd, jak Bęben - Wciąż walił - i walił - że aż Mi Umysł zdrętwiał - I usłyszałam jak podnieśli Skrzynię I na wskroś Duszy trzask Tych samych Butów z Ołowiu, i Przestrzeń - Zaczęła dzwonić tak, Jakby wszystkie Nieba były Dzwonem, I tylko Uchem, Istnienie, A ja, tu, i Cisza, dziwnym Rozbitym, samotnym Plemieniem - I wtedy Deska Rozumienia, pękła, I spadłam, spadałam - I tłukłam się o piętra Świata - i wtedy, Skończyłam poznawać - [Krystyna Lenkowska]
I'm Nobody! Who are you? Are you -- Nobody -- Too? Then there's a pair of us! Don't tell! they'd advertise -- you know! How dreary -- to be -- Somebody! How public -- like a Frog -- To tell one's name -- the livelong June -- To an admiring Bog! [1861; 1891] - - - - - Jam nikt! A ty ktoś, bracie, jest? Możeś ty nikim też? Aż dwoje nas, więc cicho bądź, bo nas wygonią stąd. Jak nudno być kimś, prawda? Jak niedyskretnie żabim oznajmiać swe miano skrzekiem podziwiającym bagnom. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Ja jestem nikt! Kto jesteś ty? Czyś także nikt? Co za spotkanie! Jest więc nas dwoje, ale milcz: Skazano by nas na wygnanie! Jakie to smutne: zostać kimś! Wciąż na widoku: żaba śliska, Co swoje imię cały dzień Skrzeczy, by znały ją bagniska! [Artur Międzyrzecki] * * * * * Ja jestem nikt! kto jesteś ty? Czy i ty także jesteś nikim? Jest więc nas dwoje? ale milcz! Gotowi wziąć nas na języki! Jakie to smutne: zostać kimś! Wciąż na widoku: żaba śliska, Co swoje imię cały dzień Skrzeczy, by znały ją bagniska! [Artur Międzyrzecki] * * * * * Jestem Nikim! A ty? Czy jesteś - Nikim - Też? Zatem jest nas aż dwoje? Pst! Rozejdzie się - wiesz! Jak monotonnie jest - być Kimś - Popisującą się Żabą - Kumkać swe imię - cały Czerwiec - Stojącym w podziwie Stawom! [Stanisław Barańczak] * * * * * Jestem Nikim! A kim ty jesteś? Czy także - jesteś - Nikim? A więc dwoje nas? Nic nie mów, Bo ogłoszą to - z krzykiem! Być kimś - jakie to żałosne! Imienia swego nie pragnę - Jak żaba - w czerwcu życia - głosić Przed zachwyconym bagnem! [Ludmiła Marjańska] * * * * * I'm nobody who are you Are you nobody too? Than there is a pair of us Don't tell they advartise you know I'm nobody who are you Are you nobody too? Jestem nikim a ty kim Czy ty także jesteś nikim To znaczy byłaby z nas para I to by się rozniosło zaraz więc milcz I'm nobody... Jak ponuro stać się kimś Żaba co publicznie Skrzeczy w czerwcu chce się żyć Bagnu zebranemu licznie I'm nobody [Maciej Maleńczuk] * * * * * Jestem Nikim! A ty? Też - Nikim - jesteś? Więc jest nas dwoje? Sza! Bo się rozniesie! Jakie to nudne - być - Kimś! Samochwalącą się Żabą - Rechotać swe imię - Czerwcowi - I zachwyconym - Mokradłom! [Andrzej Szuba] * * * * * Jestem nikim! A ty kim - wiesz? Czy jesteś - Nikim - Też? Więc jest nas dwoje! Sza! Ogłosiliby to - raz dwa! Jak drętwo - być - Kimś! Publicznie - Jak Żaba - Powtarzać Swoje imię - cały Czerwiec Do urzeczonego Bagna! [Krystyna Lenkowska]
I know some lonely Houses off the Road A Robber'd like the look of -- Wooden barred, And Windows hanging low, Inviting to -- A Portico, Where two could creep -- One -- hand the Tools -- The other peep -- To make sure All's Asleep -- Old fashioned eyes -- Not easy to surprise! How orderly the Kitchen'd look, by night, With just a Clock -- But they could gag the Tick -- And Mice won't bark -- And so the Walls -- don't tell -- None -- will -- A pair of Spectacles ajar just stir -- An Almanac's aware -- Was it the Mat -- winked, Or a Nervous Star? The Moon -- slides down the stair, To see who's there! There's plunder -- where -- Tankard, or Spoon -- Earring -- or Stone -- A Watch -- Some Ancient Brooch To match the Grandmama -- Staid sleeping -- there -- Day -- rattles -- too Stealth's -- slow -- The Sun has got as far As the third Sycamore -- Screams Chanticleer "Who's there"? And Echoes -- Trains away, Sneer -- "Where"! While the old Couple, just astir, Fancy the Sunrise -- left the door ajar! [1861; 1890] - - - - - Znam domy samotne z dala od dróg, o jakich marzyłby rabuś: o ryglach z drewna, oknach nad ziemią tuż, zapraszające same na ganek. Domy, gdzie mogłoby wkraść się dwóch: jeden ze złodziejskim sprzętem, drugi by zbadał oględnie, czy zasnęło wszystko wszędzie... Staromodne czyjeś oczy niełatwo zaskoczyć. Nocą w kuchni cóż za skrzętny ład, i tylko zegar stuka. Zakneblować go nie sztuka, boć chyba mysz nie szczeknie ani ściany nie warkną ze skargą. Uchylone szkła drgnęły blaskiem, coś dostrzega almanach; zamrugał jakby dywanik, a może - nerwowa gwiazdka? Księżyc zjeżdża po schodach, zagląda: kto tam? Znajdzie się jakaś zdobycz? Łyżka czy kufel z cyny? Drogi kamień czy kolczyk? Zegarek? Staromodna spinka z babunią do pary pogrążona we śnie? Skradać się - sprawa długa; dzień hałasuje za strugą; słońce doszło od rana aż do trzeciego platana... Zapiał kur: "Kto tu?" Echo na pół we mgle szydzi: "Gdzie? Gdzie?" A stare ledwo obudzone stadło sądzi, że to świt pozostawił za sobą uchylone drzwi. [Kazimiera Iłłakowiczówna] * * * * * Znam Domy samotne na Uboczu, Którymi Złodziej by nie pogardził - Okiennice drewniane I Okna tuż przy ziemi Zapraszają do - Sieni, Wślizgnie się tam dwoje - Jeden - dzierży Narzędzia - Drugi - wytęża Wzrok - Sprawdza, czy Gospodarze śpią - Stare Oczy Niełatwo jest zaskoczyć! Ład Kuchni wzrok uspokaja nocą, Tylko Zegar ze swym tik-tak-tik - Ale Zegar potrafią uciszyć - I nie zaszczekają Myszy - I Ściany - nie zdradzą - Cisza - nie zdradzi Nikt. Okulary drgnęły na stole - Almanach się budzi powoli - To mrugnięcie - to Obrus był może, Czy Gwiazda, co nerwy swe koi. Księżyc - schodzi po schodach w ciszy, By sprawdzić, kto przyszedł! Plądrują - gdzie - Zdobny Kufel lub Łyżka - Kolczyk - Kamień - Zegarek - Broszka jaka Stara W sam raz dla Babki - Która śpi - na górze - Dzień - potrząsa - Sekretu grzechotką - z wolna Słońce do trzeciego Platanu dotarło - Kogut krzyczy na całe gardło: "Kto ośmielił się wtargnąć?" I owo "tu" - rozbrzmiewa - Echa orszakiem się wlecze - Dwoje Starych ze snu otwarło oczy, Podziwia Świt - zostawili otwarte drzwi! [Tadeusz Sławek]
How the old Mountains drip with Sunset How the Hemlocks burn -- How the Dun Brake is draped in Cinder By the Wizard Sun -- How the old Steeples hand the Scarlet Till the Ball is full -- Have I the lip of the Flamingo That I dare to tell? Then, how the Fire ebbs like Billows -- Touching all the Grass With a departing -- Sapphire -- feature -- As a Duchess passed -- How a small Dusk crawls on the Village Till the Houses blot And the odd Flambeau, no men carry Glimmer on the Street -- How it is Night -- in Nest and Kennel -- And where was the Wood -- Just a Dome of Abyss is Bowing Into Solitude -- These are the Visions flitted Guido -- Titian -- never told -- Domenichino dropped his pencil -- Paralyzed, with Gold -- [1861; 1896] - - - - - Jak z tych gór starych kapie zachód, Jak ściana świerków błyska - Jak szaman - słońce - mroczny gąszcz Oblewa w żar paleniska - Jak szkarłat ślą stare iglice Aż wypełni się kula - A ja, czy wargę mam flaminga, Że mówić się ośmielam? Jak potem ogień spływa w grzywach - I wszystkich traw dosięga Zanikający rys szafiru - Jak odchodząca Księżna - Jak na miasteczko wpełza zmierzch I wymazuje dom po domu - A na ulicy lśnią dziwne żagwie, Co zapalają się same - Jak jest noc - w gnieździe - w psiej budzie - I gdzie las gości - Tylko się chyli Kopuła Otchłani Ku samotności - Taką miewali Guido - Tycjan - Niewyrażoną wizję ulotną - Domenichino odrzucił ołówek - Porażony przez złoto - [Ludmiła Marjańska]
The Doomed -- regard the Sunrise With different Delight -- Because -- when next it burns abroad They doubt to witness it -- The Man -- to die -- tomorrow -- Harks for the Meadow Bird -- Because its Music stirs the Axe That clamors for his head -- Joyful -- to whom the Sunrise Precedes Enamored -- Day -- Joyful -- for whom the Meadow Bird Has ought but Elegy! [1861; 1929] - - - - - Skazanym - blask Jutrzenki sprawia Nie taką samą Przyjemność - Bo nie są pewni - czy nazajutrz Ujrzą coś więcej niż Ciemność - Człowiek - który ma umrzeć - jutro - Gwizd Ptaka uchem łowi - Bo jest w tym Śpiewie - świst Topora Żądnego jego głowy - Radość - to kiedy blask Jutrzenki Jest Bramą w Dzień rozległy - Radość - to kiedy Ptak ma dla nas Cokolwiek - prócz Elegii! [Stanisław Barańczak] * * * * * Skazany - wobec Blasku Dnia Nie popada w Zachwyt - Bo - gdy kolejny zrodzi się Może go nie doświadczyć - Ten - co śmierci czeka - jutro - Słucha Trelu Ptaka - Tony te podnoszą Topór Ten głowy wymaga - Szczęściarz - co mu Blask wystarcza By się Zauroczyć - Dniem - Szczęściarz - co mu Trel dostarcza Nie tylko Elegię! [Barbara Grzybek]
It's like the Light -- A fashionless Delight -- It's like the Bee -- A dateless -- Melody -- It's like the Woods -- Private -- Like the Breeze -- Phraseless -- yet it stirs The proudest Trees -- It's like the Morning -- Best -- when it's done -- And the Everlasting Clocks -- Chime -- Noon! [1861; 1896] - - - - - To jest jak Światło - Niemodna Radość - To jest jak Pszczoła - Melodia - bezczasowa - To jest jak Lasy - Osobiste - jak Wietrzyk - Nieme - a porusza Drzewa najdumniejsze - To jest jak Ranek - Najlepszy - gdy mija - A Wieczny Zegar - Południe - Wybija! [Andrzej Szuba]
Alone, I cannot be -- For Hosts -- do visit me -- Recordless Company -- Who baffle Key -- They have no Robes, nor Names -- No Almanacs -- nor Climes -- But general Homes Like Gnomes -- Their Coming, may be known By Couriers within -- Their going -- is not -- For they've never gone -- [1861; 1932] - - - - - Nie, nie znam samotności - Odwiedzają mnie goście - Nieprzeliczone zastępy - Drwią sobie z drzwi zamkniętych - Nie mają szat ani imion - Almanachów - ni krajów - Lecz nieokreślone domy Jak gnomy - Kurierzy w moim wnętrzu Dają znać, że są w drodze - Odejścia nie ogłaszają - Bo nigdy nie odchodzą - [Ludmiła Marjańska] * * * * * Nie wiem, co to samotność - Nie umiem oprzeć się Gościom - Nieprzeliczonej Chmarze - Co chce mi Drzwi wyważyć - Nie mają Szat, ani Imion - Stref - ani Almanachów - Lecz zwykłe Domy - Jak Gnomy - Ich Nadejście zapowiadają Moi wewnętrzni Kurierzy - Ich odejście - nigdy - Bo nigdy nie znikają - [Andrzej Szuba] * * * * * Zastępy - mnie odwiedzają - Samej, nie dają być - Nieznana Kompania - Co przechytrza Klucz - Nie mają Imion, ani Strojów - Kalendarzy - ani Krajów - Ale wszędzie Domy Jak Gnomy - Posłańcy w duszy - Ich Przyjście głoszą Odejścia - nigdy - Bo nie odchodzą - [Krystyna Lenkowska] * * * * * Samotna? - Nie - Samotność mi nie dokucza - Odwiedza mnie Grono nieznane - Co nie potrzebuje Klucza - Szat nie mają ni Imion - Rodowodów - ni Włości - Zwykłe mają Domy, Niczym Gnomy. Kurier obwieszcza w duszy Godzinę ich Nadejścia - Odejście - to niewiadoma - Bo nigdy mnie nie opuszczą. [Tadeusz Sławek]
Your Riches -- taught me -- Poverty. Myself -- a Millionaire In little Wealths, as Girls could boast Till broad as Buenos Ayre -- You drifted your Dominions -- A Different Peru -- And I esteemed All Poverty For Life's Estate with you -- Of Mines, I little know -- myself -- But just the names, of Gems -- The Colors of the Commonest -- And scarce of Diadems -- So much, that did I meet the Queen -- Her Glory I should know -- But this, must be a different Wealth -- To miss it -- beggars so -- I'm sure 'tis India -- all Day -- To those who look on You -- Without a stint -- without a blame, Might I -- but be the Jew -- I'm sure it is Golconda -- Beyond my power to deem -- To have a smile for Mine -- each Day, How better, than a Gem! At least, it solaces to know That there exists -- a Gold -- Altho' I prove it, just in time Its distance -- to behold -- Its far -- far Treasure to surmise -- And estimate the Pearl -- That slipped my simple fingers through -- While just a Girl at School. [1862; 1891] - - - - - Majątek Twój - nauczył mnie - Ubóstwa. gJa zaś - Milionerki mam gest, W skromniejszych Skarbach, jakimi Dziewczyny chełpią się Aż po Buenos Aires - Dziedziny swe przemierzałeś - Jakby Peru królestwo - Lecz ja, by Życie z tobą móc dzielić - Oddałabym Skarby mego Ubóstwa - Ja - o Kopalniach mało wiem - Ledwie nazw kilka, Kamieni - Kolory Najzwyklejszych znam - Nic nie wiem o Diademach - Gdybym jednak spotkała Królową - Poznałabym jej Majestat - Z racji innego Bogactwa - By go nie spostrzec - mnie nie stać. Indiami - ten Dzień dla tych - Co blisko są Ciebie - i po to - Bez oka zmrużenia - bez winy, Żydówką stałabym się z ochotą - Fort tak odłegły jak Golkonda - Myśl moją przyprawia o zamęt - Uśmiech Twój dla siebie mieć - co Dzień - Cenniejsze to niż Diament! Przecież Pociechą moją to, Że Złoto jest - ten Kruszec - Chociaż by dostrzec je - Dystans zachować - muszę - Daleki Skarb - daleki zbyt - By Perłę tę docenić - Dziewczynką w Szkole byłam - Gdy z Rąk ją wypuściłam. [Tadeusz Sławek]